Dziewczynkom od początku wszystko się mieszało: i po polsku, i po niemiecku można nazwać i owoc, i ptaszka, i mieszkańca Nowej Zelandii krótkim “kiwi”. Ale w NZ lepiej tego nie mylić!
Pierwszy był: ptaszek kiwi
Te małe, nieśmiałe, nocne ptaszki od zawsze zamieszkiwały Nową Zelandię. Według legend Maorysów (nazwa kiwi pochodzi z języka maoryskiego) dawno temu, władca lasu (Tane Mahuta) zauważył, że jego drzewa chorują przez leśne robaki i poprosił ptaki o pomoc. Żaden z ptaków nie chciał zlecieć do ziemii, tylko ptaszek kiwi się zgodził i po tym został najbardziej znanym i najbardziej kochanym ptaszkiem w Nowej Zelandii. I nielotnym.
Ptaszek kiwi jest wielkości przeciętnej kury. Jest też najmniejszym żyjącym strusiowatym i składa największe (co do wielkości ciała) jajka na świecie.
Kiwi ma bardzo silnie rozwinięty sens zapachu i jest jedynym ptakiem, który na końcu swojego długiego dzioba ma nozdrza. – Zobacz Mummy, on wygląda jak taki stary dziaduszek, co się przechyla raz w prawo raz w lewo – podsumowała Hania. Musieliśmy zobaczyć choć jednego na żywo, więc odwiedzaliśmy różne parki i sanktuaria, gdzie można je dojrzeć w ciemności.
Największe zagrożenie dla ptaszka kiwi stanowią gronostaje, psy, fretki i koty. No i ludzie, w swoich samochodach, dlatego na różnych drogach Nowej Zelandii pojawiają się śmieszne znaki drogowe.
Kiwi, jako symbol, pierwszy raz pojawił się pod koniec XIX wieku na odznakach pułków. Potem, na wielu znaczkach wojskowych. A najważniejszy krok to pasta do butów ze znaczkiem kiwi, po której nowozelandcy żołnierze podczas pierwszej Wojny Światowej, zaczęli być nazwani “Kiwi”.
A kim są Kiwi?
Jak zdarzy Ci się usłyszeć uśmiechnięte “Gidday!” albo “How yuh doing?”, znaczy się, że być może spotkałeś człowieka Kiwi. A jeśli do tego pojawi się “Howareya?” bez oczekiwania żadnej odpowiedzi, a potem jakiś zupełnie zbędny komentarz o pogodzie (“Sunny enough?” “Too much rain?”//”Wystarczająco słonecznie?”, ”Za dużo deszczu?”) – to szansę, że to Kiwi – jeszcze rosną. A jeśli do tego: lubi lody hokey-pokey, jest niezmiennie politycznie poprawny i lubi różne outdoorowe zajęcia – oto i on: Kiwusek (jak mówią dziewczyny) stoi przed Tobą!
Kiwi to obywatele Nowej Zelandii. Nieważne, czy o to Maorys czy Pakeha (tak Maorysi mówią na białych). Podekscytowany mówiąc o swoim kraju, ale generalnie dość spokojny i praktyczny. Nie lubi bycia bezpośrednim, zadawania pytań i opowiadania zbyt prywatnych historii (tym, co znają mnie i Toma w tym miejscu zapala się czerwone światełko :)
Co Kiwisi lubią? Wychwalać Nową Zelandię, rozmawiać o tej pieprzonej pogodzie, żartować o Australianczykach, lubią tak zwane podejście “fair go, mate” (żeby było fair), “keeping in touch” (bycie w kontakcie) z sąsiadami, DYI (doing it yourself – zrobić coś samemu: zreperować, powiększyć, przetworzyć, zbudować, posadzić czy upiec), mieć swoje Big Overseas Experience (Wielkie Zamorskie Doświadczenie – ilu Kiwi spotkaliście podczas podróży? czy to nie jest niezwykłe, że prawie tylu, co Niemców??), nosić kalosze, japonki, albo najlepiej nic na nogach, rolować językiem “rrrrr” i/albo “eh” na koniec zdania, używać zawsze i wszędzie drutu numer 8, pić lemoniadę L&P, no i jeść rybę i frytki. Aha! I lubią sobie wzajemnie ufać! Rowery stoją nieprzypięte na drogach, farmy z owocami i warzywami mają tzw. pudełka uczciwości (bierzesz i wrzucasz pieniądze do pudełka), a tylne drzwi domów stoją otwarte.
Lubią też regionalną konkurencję, a każdy region i ludzie są ciut inni (nawet jeśli generalnie kraj można podzielić na Aucklandczyków i Innych): na przykład Christchurch jest bardzo angielski, Dunedin bardziej szkocki, a Auckland australijski czy (jak mówią ludzie teraz) amerykański.
A czego NIE robić z Kiwuskami? Nigdy nie mylcie ich z Australijczykami (Tom!!), nie doradzajcie za bardzo, i nie mówcie, że Nowa Zelandia to koniec świata (choć przecież jest, nie?:)
No i w końcu: owoc kiwi
Może to niektórych zaskoczy, ale owoc kiwi wcale nie pochodzi z Nowej Zelandii. Został importowany i po prostu bardzo dobrze się przyjął w ichnim klimacie. Fajnie mu, dobra ziemia, dobra temperatura i klimat. Więc rósł i rósł. A w 1951 roku ktoś wymyślił, że możnaby sprzedawać owoce kiwi do Stanów, ale przez to, że był to czas Zimnej Wojny, a wtedy owoc kiwi nazywał się “Chinese gooseberries” (czyli chiński agrest) – Nowa Zelandia miała problem. Wtedy jakaś agencja kreatywna wymyśliła nazwę “kiwiberry”. Ale znawcy biologii orzekli, że owoc ten to żadna jagoda i tak został “kiwi fruit” – owoc kiwi.
Teraz istnieje aż 60 rodzajów owocu kiwi, z różną skórką, o różnych kształcie i kolorze. W Nowej Zelandii 80 proc. Owoców to zielone kiwi, a 20 proc. Złote. Na jednym drzewie może być nawet 1000-1200 owoców i jest to wielki biznes, szczególnie w słonecznej, wschodniej części wyspy północnej. Każ∂ego roku zatrudnianych jest dodatkowo 20 000 osób do zbierania owoców kiwi. Więc jeśli myślisz o opcji work+travel do Nowej Zelandii – leć w kwietniu, maju i czerwcu na wyspę północną. Możesz zarobić 15 dolarów za worek, a przeciętny zbieracz zbiera 10 worków dziennie. Nie jest to tylko fajne zajęcie dla tych wyższych (Toma bolały plecy już po kilku minutach prób).
My całkiem przypadkiem natknęliśmy się na to śmieszne miejsce w okolicach plantacji ( nazywa się: Kiwi360), rodzaj muzeum kiwi, gdzie można się naprawdę dużo dowiedzieć. No i zjeść… lody kiwiowe!
Nasza książka już do kupienia!
Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »