Niezapomniane 24h na promie | Rodzina bez granic


Rodzina Bez Granic

 podróżującarodzina

Tonga

Likes

Niezapomniane 24h na promie

Po obejrzeniu tych zdjęć, pewnie powiecie: za ciasno, za dużo ludzi, za brudno! I możecie mieć rację. Ale te 24 godziny na promie z południa na północ Tonga – to było chyba nasze najpiękniejsze przeżycie w tym kraju.

Lot pomiędzy Nuku’alofa (stolicą kraju, na południu) a Neiafu (na północy, w grupie wysp Vava’u) zajmuje 45 minut. Podróż promem: 24 godziny. Dla nas wybór był jasny! (tak tak tak tak, szukamy przygód na każdym kroku)
Co jest najgorszego w podróżach promem na Pacyfiku? Czekanie nie nie! Nigdy nie ma człowiek pewności, czy prom przypłynie w tym tygodniu, trzeba przychodzić, dowiadywać się, dzwonić, odwiedzać port. A kiedy już w porcie się czeka, bo prom „ma” wypłynąć wieczorem, być może czekanie zajmie jeszcze dodatkową godzinę-dwie-trzy, zanim stanie się to naprawdę. Jeśli nie bardzo ci się spieszy, a twoje dzieci nie są śmiertelnie zmęczone w środku nocy – to wszystko nie jest problemem.

Jak już wejdziecie na prom – należy znaleźć dobrą miejscówę. Spędzisz tam calutki dzień: będziesz jeść, spać i żyć, więc lepiej niech będzie to miejsce pod dachem, na równi i wystarczająco duże, żeby się materacyk zmieścił rozłożony. Tak więc na prom próbowaliśmy wejść sprawnie i zająć fajne miejsce. W kilka minut cała przestrzeń jest zajęta i ludzie patrzą po sobie z ciekawością: no to kto będzie moim najbliższym sąsiadem przez następne 24 godziny?

Mimo tego, że nie mamy ze sobą naprawdę niewiele zabawek – nasze dzieci i tak mają ich najwięcej na promie. Kilka małych książeczek, linki, no i… uwagę rodziców. Tak więc bardzo szyko nasza miejscówka zamieniła się w promowe przedszkole. Zabawy, uśmiechy, szykowanie dla wszystkich najbanalniejszych kanapek (wyobraźcie sobie, że niektóre dzieciaki na cały czas podróży promem miały przy sobie tylko… orzeszki ziemne!)… Oglądanie, podglądanie siebie nawzajem, mnóstwo rozmów przez cały dzień i prawie całą noc. Wspaniałe jest (dla mnie!) być zmuszoną do takie sytuacji: ciągłej interakcji w miejscu, gdzie nie można się nigdzie schować.

Było ciasno. Każdy miał tylko odrobinkę miejsca, często przez przypadek dotykaliśmy się jakoś w nocy. Szczególnie w momencie, kiedy wypłynęliśmy na otwarte morze i fale się podniosły. Wiele osób spało też przy burtach, bez dachu nad głową. W środku nocy zaczęło padać i w jednej chwili wszyscy ze środka jeszcze bardziej się skumulowali, żeby zrobić dla nich miejsce. Wszyscy! Bez słowa, bez narzekania, bez udawania, że nie widzą! Naprawdę nie wiem, czy taka sama sytuacja wydarzyłaby się na promie w Polsce czy w Niemczech… Myślicie, że wszyscy by się przesunęli..?

Na promie była jeszcze czwórka białych. Dwójka zapłaciła więcej za kabinę, a druga dwójka siedziała w kącie, nie rozmawiając z innymi. Na całym pokładzie naliczyłam 4 laptopy. I ani jednej książki. Na środku – głównie kobiety i dzieci. Przy burtach – głównie faceci palący papierosa jednego za drugim. Dopiero późno w nocy zrobiło się ciszej. Tom przesiedział długo z Tupou, nawigatorem łodzi, słuchając historii. Ja patrzyłam na śpiące, przemęczone twarze, próbując zgadnąć historie i zadając odpowiednie pytania.

Udało nam się nawiązać niezwykłe relacje na tej łodzi. Potem odwiedzaliśmy nowych przyjaciół, żeby zobaczyć ich życie też spoza promu.

„Jesteście najfajniejszymi białymi ludźmi, jakich kiedykolwiek spotkałam” – szepnęła mi do ucha staruszka, która siedziała gdzieś w kącie promu. Wcześniej nawet jej nie zauważyłam. Musiała być gdzieś pomiedzy tymi setkami oczu, które patrzyły na nas przez 24 godziny. Czy moglibyśmy usłyszeć coś milszego??

Ten wpis jest też po angielsku: ENGLISH version.

This post is also available in: angielski


Nasza książka już do kupienia!

Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »

3 Comments

  • Posted sierpień 18, 2014 at 16:32 | Permalink

    Spodobał mi się – poza całą nieziemską wręcz sytuacją – wątek o byciu w wymuszonych okolicznościach. Co więcej w okolicznościach, które trochę świadomie sobie organizujemy i ze świadomością ich wymuszenia i ‚egzotyczności’. Inspirujące :)

    Reply
    • Anna Alboth
      Posted sierpień 19, 2014 at 13:39 | Permalink

      :) dzięki!

      Reply
  • Posted sierpień 26, 2014 at 21:44 | Permalink

    Kurcze, lubimy przygody ale chyba wybrałabym jednak lot. Podziwiam podwójnie. A tekst pani że jesteście fajnymi białymi – szacun i pozazdrościć :)

    Reply

Post a Comment

Your email is kept private. Required fields are marked *