
Ocean, tylko ocean, ciągle ocean – przez całe dnie i noce? To jedno z tych wspomnień nie-do-zapomnienia! Łapaliście kiedyś stopa pomiędzy krajem Tonga, a krajem Fidżi? Żaglostopa? :)
Ludzie spotykani w Tonga mówili tak: – O tej porze roku strasznie jest tu trudno znaleźć łódź, musielibyście poczekać jakiś miesiąc czy dwa. – Potem mówili nam tak: – Ale nawet za miesiąc czy dwa, bez przygotowania i zaplanowania dużo wcześniej, z takim znalezieniem łódki może być poważny problem. – Potem dodawali: – A jeśli już byście jakąś znaleźli, to heeeeellllooo, myślicie, że ktoś zabrałby ze sobą całą waszą czwórkę? Autostopem na żaglówce z dziećmi??
No więc jak to było: chcieć to móc? Przekroczyliśmy kawał Pacyfiku pomiędzy Tonga a Fidżi na niezwykłym katamarnie. Do tego z najwspanialszymi ludźmi na świecie! Niezwykły to był żaglostop.
A wiecie, co jest najzabawniejsze? Że to wcale nie była jedyna opcja, jaką mieliśmy. Tylko trzeba trochę uroku, uśmiechu, pogadania i przekonania, że przecież się da (boshhh, zaraz uderzę w ton Coelho).

Przy Neiafu, głównym miasteczku północnej grupy wysp Vava’u, rozciąga się bardzo bezpieczna i ukochana przez żeglarzy przystań: Port of Refuge. Ludzie mówią, że rocznie zatrzymuje tu się 500 jachtów, ale jestem przekonana, że więcej. Codziennie, przechodząc się spacerkiem na lody, widzieliśmy nowe maszty i nowe flagi. Zwracaliśmy na nie uwagę, bo od dawien dawna mieliśmy takie oto marzenie: przepłynąć choć kawałek Pacyfiku na pokładzie.
No to jak znaleźć łódkę, na której można by autostopować? Trzeba rozmawiać, rozmawiać, uśmiechać się miło i rozmawiać dalej! A Tom jest w tym świetny (i w rozmawianiu i w uśmiechaniu). Chodził do barów dla żeglarzy, gadał przez kanał radiowy dla żeglarzy (w kawiarni Cafe Tropicana, jakbyście się tam wybierali!), spotykał się z kapitanami, przekonując ich, że będziemy sympatyczną i łatwą w obsłudze załogą.
Ale przez chwilę pomyślmy głośno. Czy TY, czytelniku, zabrałbyś nas ze sobą? Ludzie podróżujący łodziami, najczęściej zabierają innych (jeśli zabierają obcych w ogóle), którzy mogą być po drodze pomocni: umieją naprawić silnik, są nawigatorami, znają podstawy medycyny. No albo chociaż mają jakieś żeglarskie doświadczenie. Hmmm. Co tu dużo gadać: tylko ¼ z nas takowe miała. Tom jest świetnym żeglarzem, nawigował najróżniejsze łodzie, ale… nie na oceanie. Tak więc co, tak naprawdę naprawdę, byśmy mogli wnieść na pokład? Śpiewanie dziecięcych piosenek?! Nawet mnie czasem wydawało się niemożliwe, żeby ktoś nas przygarnął i żeby to marzenie się spełniło.
Nawet kupiliśmy już bilet lotniczy! Z Tonga do Fidżi, w razie, gdyby naprawdę się nie udało. Ale… się nie poddawaliśmy. I wszystko, co stało się dalej to był zaledwie jeden szalony tydzień.
[wpgmza id=”1″]
Pierwszą poważną opcją był ogromny, 3-masztowy statek, 179 stóp, którym może popłynąć około 50 osób (dla zainteresowanych: Picton Castle training boat). Marzenie! Takie wielkie i piękne żagle, jak z obrazka z Jamesa Cooka! Ale, żeby nim popłynąć – musielibyśmy mieć ze sobą kamizelki ratunkowe dla dzieci. Na statku dzieci nigdy nie było, sprzętu takiego nie mają, a w Tonga kupić cokolwiek takiego to wyzwanie gorsze niż kupno czekolady. Prowadziliśmy dyskusje z menadżerem z Kanady, kapitan był za, już było tak tak blisko, ale jednak pomysł legł w gruzach. No ale skoro był tak tak blisko – to znaczy, że to blisko istnieje, nie?
Następnego dnia Tom wygłosił fajne przemówienie przez kanał radiowy dla żeglarzy. Szczerze zarysował sytuację, wyzwanie i marzenie, i z miejsca odwezwał się jeden Holender. Podróżuje sam, ale zmieścimy się na jego łódkę. Spotkaliśmy się, było miło, poszliśmy na lody i planowaliśmy szczegóły startu, ale.. następnego dnia bardzo nagle zmarł jego brat i Holender wsiadł w pierwszy lot do Europy, zamiast wypływać do Fidżi. Ale my przecież znów byliśmy o kroczek bliżej (na pewno w naszych głowach!).
Do trzech razy sztuka! Kiedy przechadzaliśmy się rano wzdłuż portu Neiafu, zobaczyliśmy nowego katamarana przycumowanego do brzegu. A na nim… czy to możliwe??… polską flagę! Dosłownie zbiegliśmy na dół, do uśmiechniętej pary. – Hello! Ale czemu macie na maszcie polską flagę? – zapytałam po angielsku. – Bo jesteśmy… Polakami – Ewa odpowiedziała też po angielsku. – Dzień dobry!!!
Kto by się spodziewał spotkać polską parę na środku Pacyfiku? Kto by się spodziewał spotkać aż tak sympatyczną polską parę, z którą w kilka chwil czuliśmy się jak z rodziną?
Ewa i Janek są Polakami, ale od wielu lat żyli w Kanadzie. A od kilku – spełniają swoje marzenia i opływają świat katamaranem. Z małymi przerwami: na spotkania z… szóstką wnuków. Czy mogliśmy sobie wymarzyć milszą sytuację niż para uśmiechniętych dziadków, z pudłem z zabawkami na pokładzie, z polskimi piosenkami dla dzieci w laptopie, z setką ciekawych opowieści do podzielenia się i z wielkimi, ciepłymi sercami?
My od pierwszej chwili wiedzieliśmy, że bardzo byśmy chcieli popłynąć z nimi. I tak strasznie baliśmy się ich zapytać! Ale oni, wysłuchawszy naszych historii z Neiafu, rzucili od razu: – Ale czemu nie popłyniecie z nami?
Chcieli jeszcze trochę pożeglować po Tonga i nareperować jakieś części łodzi, więc umówiliśmy się na start za 1,5 tygodnia. No idealnie!
Woda, woda, woda i woda. Niewiarygodne, nie-do-wyobrażenia ilości wody. Płyniesz i płyniesz, dniami i nocami, a wokół zupełnie nic innego, tylko ta woda. Czasem wielkie fale, czasem ciemne, dół i góra, dół i góra. Co za uczucie! Jaki ten świat wielki! Kropla w krople, ile ich jest. Płynęliśmy, nie widząc żadnej innej łodzi, ani żadnych innych ludzi niż nasza załoga. Wiatr, słońce i czasem deszcz. I woda, i woda, i woda.
Dni na łodzi płyną szybko. Dużo szybciej niż się tego spodziewałam. Trochę się najpierw bałam: co można robić tak długo w jednym miejscu, czy dziewczynki nie będą się nudziły, czy nie będą chore? Ale życie na łodzi – jest takie samo, jak wszędzie indziej: trzeba przygotować jedzenie, zjeść, pogadać, pograć w gry, poczytać, zdrzemnąć się, wyspać się. A w międzyczasie: obserwować ocean, zmieniać żagle, zmoknąć w czasie burzy, poprzelewać deszczówkę, poczuć się źle, poczuć się dobrze, poczuć się szczęśliwym.
Ewa i Janek byli wymarzoną załogą! Bardzo pewni swojej łodzi, świetnie gotujący, kochani, otwarci i rozumiejący. A kiedy włączyli głośno jedną z moich rodzinnych ulubionych piosenek z dzieciństwa, albo jak wyciągnęli grę, w którą zawsze grałam z rodzicami – no cóż… wtedy wiedziałam, że to spotkanie to… to chyba nie był przypadek.
This post is also available in: angielski

Nasza książka już do kupienia!
Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »
17 Comments
No i proszę. Chcieć tu móc :) Historia tak piękna, że aż niewiarygodna ;) Coraz głośniej w środowisku o jachtostopach i coraz więcej osób go próbuje. Jakie będzie następne marzenie do spełnienia?
Pozdrawiam!
MM
Hania chce odwiedzić Szwecję i Pippi, a Mila Afrykę, bo tam piękna muzyka. Mamy parę pomysłów :)
A że niewiarygodne — no też tak myślę!
Muminki jeszcze! Koniecznie. :)
Nie mogę doczekać się spotkania na tegorocznym wachlarzu.
Historia jak z filmu. Zaglądałam, zaglądam i zaglądać zamierzam.
Naj-lep-si!
:))))) dzięki! do zobaczenia!
Świetna opopwieść! Bardzo przyjemnie się ją czytało. :-)
Chciałam się o Was czegoś dowiedzieć więc przeczytałam zakładkę „o nas”. Chciałabym Ci zwrócić uwagę na to, że raz piszesz w pierwszej osobie, raz w trzeciej (w ciągu jednego akapitu), a potem zdraszasz profesję. Aż w oczy kłuje. Temu zdaniu o wspólnej podróży przez życie to musiałby się fachowiec przyjrzeć, bo coś tam nie gra.
Mimo wszystko wierzę, że ta zakładka była montowana wieki temu i po prostu pośpiech zrobił swoje (niepozwalając na przeczytanie przed publikacją).
Pozdrawiam
Aaaaaaa, no wiem wiem wiem. Mam na do-to-list tę zakładkę już od jakiegoś czasu, ale ciągle coś nowego i coś jeszcze! Dziewczynki też tam takie malutkie i w ogóle dane sprzed 3 lat. Dzięki za czujność!
Ale sie wzruszyłam czytając ta historie! :) dzieki za świetny tekst, zdjęcia, dzielenie sie Waszymi marzeniami i te emocje. Lepsze niż film ;)
Dzięki za miłe słowa! A film… też będzie! Tylko nie wiem kiedy :)
Kurcze, jestem u was po raz pierwszy i już godzinę czytam wasze posty :) Będę wracał częstttoooooo :D Pozdrowienia ze Śląska dla całęj 4 :)
Bardzo nam miło!! Jak będziemy odwiedzać Śląsk to zgłaszamy się na jakąś sesję, prawie nie mamy zdjęć we 4! :)
Jejku ale czad! Aż ciężko nie wierzyć w przeznaczenie! :))
Co nie? :)))
A mi ciągle u Was za mało zdjęć…
Serio, Kamila? Bo my to nawet myśleliśmy, że już przeginamy z ilością!
Za mało! Zdecydowanie! Ja często myślę, że my przeginamy z ilością zdjęć, ale wtedy sobie przypominam, że u Was zawsze odczuwam niedosyt…
:) Dzięki!