
Nie rozmawiaj z nieznajomymi, nie bierz cukierków, nie ufaj. Kurcze, trochę mam z tym problem.
Strasznie wielu obcych w swoim życiu poznawały moje dziewczyny. Rosyjskich policjantów, babuszki z Bośni, bandytów w Gwatemali. Często siedziały komuś na kolanach, jeszcze zanim znaliśmy jego imię. Szczególnie na Kaukazie i w Ameryce Środkowej zainteresowanie słodką blond-dziewczynką sięgało zenitu. Każdy chciał zrobić puci-puci, wybiegał ze sklepu z lizaczkiem, pytał o imię. No i dopóki Hania czy Mila nie miała nic przeciwko takiemu kontaktowi (znamy je przecież najlepiej, widzimy czy jest ok czy może nie) – zawsze pozwalaliśmy na takie interakcje.
Jak wiecie – w domu też mają często nowych ludzi, pisałam niedawno o tym, że nie mieszkamy sami, i o tym, że sypiają u nas też „obcy“. Dziewczyny, jak każdy człowiek, niektórych lubią od pierwszej chwili, niektórzy muszą sobie zapracować na zaufanie, a do niektórych podchodzą z dystansem, ale pogadają przecież z każdym, odpowiedzą na pytanie o imię i ulubione zabawy.
Zmroziło mnie, jak przeczytałam niedawno o małym eksperymencie, jaki zrobili brytyjscy dziennikarze: ktoś „obcy“ zaczepiał na placu zabaw dziecko, którego rodzic był jakoś zajęty (rozmawiał przez telefon czy czytał książkę na ławce). Uśmiechał się, rozmawiał chwilkę, a potem pokazywał z telefonu zdjęcie pieska, mówił, że zginął i prosił dziecko o pomoc w szukaniu. I – uwaga – 7 na 9 dzieciaków wyszło z placu zabaw z tym „obcym“!
Rodzice tych dzieci mówili potem, że rozmawiali z dziećmi o potencjalnych zagrożeniach takiej sytuacji, a dzieci mówiły, że przecież ta osoba nie wyglądała podejrzanie…
Hmmm. Z tym wyglądem to znowuż nie jest to argument dla naszych dziewczyn. Absolutnie zadziwiają mnie zawsze tym, że nie mają problemu w zabawie z bezdomnym czy żebrzącą dziewczynką. No i co? Mamy chyba przez to jeszcze większą zagwozdkę. Poszłyby z każdym??
Zaraz tego samego popołudnia, po lekturze tamtego raportu, zasiadłam z moją Hanią (4,5) na ławce i zaczęłyśmy rozmawiać. Nakreśliłam jej sytuację z placu zabaw, zapytałam, co by zrobiła. Wiecie co powiedziała? – Mummy, szybko porozmawiałabym ze wszystkimi dziećmi na placu zabaw, żebyśmy szukali razem tego biednego pieska! Aha, i z rodzicami! Bo przecież im więcej osób, tym lepiej, prawda?
Uffff, no tak. Moja mała społeczniara wyczarowałaby megafon i zrobiła większą akcję. Tyle dobrego, usłyszałabym i ja, i inni rodzice…
A tak na serio: kurcze, mam trochę zagwozdkę. Mówić: nie ufaj obcym? Skoro ufam? Mówić: nie rozmawiaj z nieznajomymi? Skoro sama rozmawiam, a do tego bardzo to lubię? Chyba jeszcze niejedna rozmowa przed nami.
This post is also available in: angielski

Nasza książka już do kupienia!
Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »
7 Comments
Cha, też miałam swego czasu takie przemyślenia. Bo moja Hania (ach, te Hanki) też jest ufna i otwarta na ludzi. Choć w Gruzji miała przesyt bliskich kontaktów z nieznajomymi.. W sytuacji z placu zabaw chciałabym, zeby przyszła z tym problemem najpierw do mnie…czyli żeby jej reakcja na „obcych” była przefiltrowana przez sito rodziców, jeśli nie pierwsza, to druga.
A jak sobie radziliście z przesytem?
Byliśmy blisko i czuwaliśmy :) Podczas przygodnych, krótkich spotkań nie pozwalaliśmy na kontakt wiedząc, że Hania tego nie lubi….(branie na ręce, całowanie ) I obu stronom tłumaczyliśmy różnorodność reakcji. Przy tej okazji 21 miesięczna Hania nauczyła się mówić „ara” z pięknym, dźwiecznym „r” ;-) Gdy kontakt był dłuższy, to oswajaliśmy obcych razem i wtedy Hania nie miała nic przeciwko interakcjom. Ale tak było tylko w przypadku dorosłych – dzieci to była kategoria bez barier…
Ha! Mi się od razu przypomina nasza mała Hania, która – jeśli miała dość – nauczyła się, żeby łapać ludzi mocno za nos. W Rosji to głównie było. Jakoś Gruzinów lubiła bardzo :)
Chyba w większości przypadków złe rzeczy robią dzieciom znajomi, wiec jaki jest sens straszenia nieznajomymi? Zostało z dawnych czasów pewnie;) Kiedyś słyszałam, że najważniejsze to właśnie nauczyć dziecko nie chodzić nigdzie z nikim.
Gdybym ja słuchała rodziców (czy tam starych modnych zakazów), żeby nie chodzić nigdzie z nikim to mnóstwa fajnych chwil bym nie przeżyła :))
no, wiesz, róznica polega na tym, że Wasze dziewczynki wszystkich obcych poznały w Waszej obecności. W Waszej obecności istnieje mniejsza szansa na to, że ktoś kto potencjalnie chciałby je skrzywdzić mółgby rzeczywiście to zrobić. Wtedy śmiało można sadzać dzieci na kolanach obcych i mówić „Ufaj, ufaj”. I to dobrze. Jednak ci rodzice, którzy mówią „nie ufaj obcym, uważaj gdy ktoś Ci coś proponuje” odnoszą te słowa do sytuacji, w których rodziców nie ma w pobliżu, gdy dziecko jest same, to dwie różne sytuacje. Myślę że w takich sytuacjach słowo ufaj/nie ufaj jest zbędne, bo jeśli ktoś naprawdę chce zrobić dziecu krzywdę to zrobi ją niezaleznie od tego czy to dziecko zaufa czy nie.