
Rozglądam się wokół: żadna z moich najbliższych kobiet nie ma dzieci. Kobiety, z którymi mam najwięcej wspólnego na co dzień, które mnie inspirują i dają kopa do działania… nie mają dzieci. Hej – zapala mi się czerwone światełko – czy to znaczy, że ja nie mogę być kobietą-rakietą?
Niech sobie mają dzieci te, które chcą, mogą, mają z kim – prosta sprawa! Nie moją sprawą jest kogokowiek, do czegokolwiek namawiać. Po prostu jakiś czas temu przeszło mi przez głowę coś, i tam siedzi i się nie zmienia za bardzo.
Myślę o najważniejszych dla mnie kobietach: bardzo różne rzeczy robią, ale tym, co robią dają mi kopa. Tym, jakie są silne, aktywne, mądre i piękne. Jak się oddają swoim zainteresowaniom, jak się spełniają, jak potrafią podejmować decyzje i reagować na świat. Są w różnym wieku – w moim, odrobinę młodsze, starsze, niektóre też dużo starsze. Te „moje” kobiety-rakiety… nie mają dzieci. (oczywiście odrobinę generalizuję, ze dwie by się dzieciate znalazły)
Dlaczego inspirują mnie te bezdzietne? Bo sama jestem dzietna, a przyciąga, pociąga i fascynuje nas to, czego nie mamy? (jak mi tłumaczyła jedna z bezdzietnych rakiet) Bo te bezdzietne mają w życiu więcej czasu na siebie i zwyczajnie, fizycznie, są w stanie robić więcej? Bo trudniej być rakietą z dzieckiem? A może bycie rakietą w domu jest dla mnie mniej atrakcyjne niż rakieta na uczelni, w szpitalu czy na planie filmowym?
I tak, kiedy zastanawiam się nad tym wszystkim: skąd we mnie takie uczucia i odczucia – zapala mi się czerwone światełko – czy jako matka (no jestem matką! i to już się nigdy nie zmieni) wpadam do szuflady tych nierakiet? Czy łatwiej do niej wpaść, bo obiad, bo trzeba odebrać z przedszkola, bo cośtam?
Pamiętam, wybraliśmy się kiedyś w kilkudniową podróż: nasza czwórka plus rakieta. Rakieta, która jest przyjaciółką nas wszystkich, świetnie się znamy, funkcjonujemy fajnie w codziennym życiu, a czasem ja i rakieta robimy też coś razem same. Zawsze było super. A wiecie, co się stało w podróży? Szykujemy się do wyjścia z domu: ja ubieram dzieci, czeszę im włosy, a rakieta ma czas pomalować oczy. Idziemy przez góry, rakieta zgrabnie skacze z kamienia na kamień, a ja.. mam obie ręce zajęte dziećmi. Jesteśmy nad lodowatym jeziorem: rakieta sobie hoooop do wody, a ja rozkminiam: jak wejdę – to dzieci za mną, zimno jest, chore będą. Ciężko było poczuć tak mocno, czego już nie mam. A przynajmniej tak na co dzień nie mam.
I wcale nie znaczy, że chciałabym się zamienić. Ja to chyba po prostu wszystko chcę mieć no. Powiedzcie, że Wy też.

Nasza książka już do kupienia!
Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »
56 Comments
Droga Aniu, mam podobnie. Chcę wszystkiego i czasem staję na rzęsach, żeby tak było. Ja Mama, ja Żona, ja Sama, a tylko 7 dni w tygodniu (i to nawet nie tylko w podróży).. Ale wiem, że przyjdzie czas, że trzeba będzie odpuścić. Przestać się porównywać z innymi rakietami, bo to nierówne porównanie- one mają czas pomalować oczy, a Ty dostajesz najsłodszego buziaka na dobranoc.
:)) tak tak!
Nie lubię tego typu porównań – może kobieta-rakieta też dostaje, tyle że od partnera??;)
Dobrze wiem o czym mówisz mimo, że mam tylko 20 lat.
Z jednej strony chciałabym mieć dużą rodzinę a z drugiej być całkowicie niezależną singielką. Mieć dom na wsi albo w zatłoczonym mieście. Iść w karierę naukową albo pracować na ćwierć etatu i zajmować się domem. Być całkowicie niezależną albo mieć kochającego męża. Mieć duży dom i go pieścić, albo tułać się po świecie i pomieszkiwać w przelotnych miejscach.
I wszystko wydaje się takie atrakcyjne! Zdaję sobie sprawę, że każdy wybór ma swoje plusy i minusy dlatego chyba nie przejmuję się tym zbytnio a wybory kiedyś same przyjdą. Ważne żeby się czuć szczęśliwą :)
Wszystkiego dobrego, Michalina! Będzie super :)
My też.
dzięki!
soooo true ! ;)
dlatego wchodzę na Waszego bloga, by udowodnić sobie, że można ;) że pewne rzeczy się nie zmienią po porodzie ;) widzisz, Ty jesteś taką kobietą-rakietą dla mnie :) mam takie blogowe rakiety, a raczej- matki-armatki ;) – Ty (wspólne cechy- podróże, dzieci, emigracja), Fasola ( rower!podróże i dzieci ), no i kaczka (emigracja, dzieci, bliższa mi zawodowo).
ps. Wasze nosidełko dopytuje, kiedy wpadniecie do Innsbrucka :)
pps. a może, jeśli potrzebujesz dowodów na to, że nie dość, że matek-armatek jest sporo, to w dodatku są w Twym otoczeniu- zrób ankietę wśród czytelników ! ;)
a oto kolejny przykład, że da się :
http://historia.org.pl/wp-content/uploads/2015/06/maria2.png
Hahah! Dzięki, Aga! Pozdrów nosidełko, ściskam i Ciebie!
dobrze to ujęłaś. Też mi w głowie siedzi, mam też parę zaprzyjaźnionych rakiet, i faktycznie – one są zwyczajnie atrakcyjniejsze.. życiowo.
Większość mam – też nie chcę generalizować, ale tak niestety jest – zatraca się w tym macierzyństwie i naprawdę trudno pogadać z nimi na jakiś inny temat. Z rakietą u boku czuję ulgę, gdy wychodzimy same na miasto.. kto wie? może też wyglądam na rakietę?
Mamuśka oblepiona wózkami, bidonikami i torbami z ciuszkami na zmianę nigdy nie będzie wyglądała tak lekko i zwiewnie jak nonszalancka rakieta krocząca sobie bez okruchów we włosach i z torebką w której ledwo się mieści błyszczyk.
Tak tak tak.
Ja jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci i owszem czasem jest ciężko wyjść z domu z mala torebka ale…zawsze byłam i jestem elegancko ubrana, pomalowana, nigdy nie mam okruchow we włosach i nawet idąc z wózkiem wyglądam super bo bycie matka to nie tylko brudy i chorobska jak się to ogólnie przyjęło. Wszystko zależy od kobiety i jej organizacji a chodzenie jak flejtuch to nie wina dzieci. Owszem nie ma się aż tak dużo czasu co osoby bezdzietne ale jeśli ktoś chce to zawsze znajdzie chwile czasu aby zadbać o siebie czy realizować w jakimś stopniu zainteresowania.
my tez, ale nie jezdzimy na wakacje z rakietami;)
hahaha :) ja też już nie pojadę, no way!
Aniu, z naszej lokalnej, mniej mobilnej perspektywy, to Ty jesteś kobieta-rakieta, która pokazuje, że z dziećmi też można. Być wolną, podążać za marzeniami i układać świat według własnych życzeń. A dzieci temu wszystkiemu nadają ramy. To piękne i inspirujące dla wielu rodzin! A chyba przede wszystkim dla wielu kobiet bez turbodoładowania :)
Tak trzymaj i nie zmieniaj kursu!
Pozdrawiam z Monachium
Dominika
Dziękuję, Dominika. Buziaki do Monachium!
Zgadzam się, choć ja akurat stoję w miejscu gdzie już powinnam te wybory podejmować. Jednak żadne gdybanie teraz nie pomoże i nie odpowie czy za rok, 5 czy 20 lat będę szczęśliwa i zadowolona z tych wyborów jakie przyszło mi podejmować, gdy byłam młoda i inaczej postrzegałam świat. Za bardzo angażuję się w relacje z ludźmi chcąc, żeby inni byli szczęśliwi często zapominam o sobie. I często się zastanawiam co się stało z tym czasem, w którym mogłam robić nic albo po prostu to, na co mam ochotę i jest to też trochę przerażające, bo nie założyłam jeszcze rodziny, więc boję się pomyśleć co wtedy będzie :) Aniu, jesteś dla mnie prawdziwym dowodem, że można być pracującą matką-rakietą!
Dziękuję! Zawsze ten problem: na ile nie zapominać o sobie, a na ile uszczęśliwiać innych.. Znam :)
Bardzo ciekawy temat, dużo o nim ostatnio myślę, inspirowana przez jedną z „moich” kobiet-rakiet, kobiet-inspiracji, która akurat jest matką dwójki dzieci (http://otwartyrodzic.pl). Pięknie mówi i pisze o „alienacji” rodziców, o ich samotności, trudnościach, zderzeniach z „nie-rodzicielskim” światem, ograniczeniem wolności. A ja słucham i myślę, że to działa w obie strony, że te wszystkie wspaniałe, często przemęczone codziennymi obowiązkami lub zmagające się z tym, czego „już się nie ma” albo „nie ma się na co dzień” matki nie zdają sobie sprawy, ile kobiet-rakiet tęsknym wzrokiem patrzy na ich życie, bo przecież za każdym wyborem stoi utrata „czegoś”. I tak wzajemnie jesteśmy trochę zazdrosne, trochę samotne, trochę nawzajem się rozumiejące a trochę nie. I pięknie się w tym niezrozumieniu spotkać. Tak się składa, że większość moich kobiet-rakiet to matki (znajdą się może dwie bezdzietne;)
No i bardzo się cieszę, że u Ciebie tak! I pewnie masz rację z tym tęsknym wzrokiem..
A ja to myślę, że Ty jesteś Kobieta-Rakieta! Albo jak napisała Aga Matka-Armatka ;) I znam wiele takich Rakiet-Armatek. Np. moja mama, którą zawsze podziwiałam, podziwiam i będę podziwiała. Ma niecałe 50 lat i cały czas coś robi (właśnie biega gdzieś w lesie – pewnie co najmniej 7-8 km, a ja wróciłam z biegania przed chwilą – wymieniamy się opieką nad moją dużo młodszą siostrą). To Ona (i Tata) zaraziła mnie pasją do podróży. To Ona pokazuje mi każdego dnia, że da się być super Mamą, Przyjaciółką, Bizneswoman, Podróżniczką i Panią Domu. To jest dopiero moc! Wyczuwam, że jesteś podobną osobą i tak trzymaj! A ja Was podziwiam i co tu dużo ukrywać – troszkę idę po Waszych śladach, aczkolwiek po swojemu :)
PS. Też chcę mieć wszystko!
Pięknie piszesz o mamie! Pozdrów ją :)
Ja tez tak mam! Jak to dobrze wiedziec ze nie jestem z tym sama!
Teraz to ja się cieszę, że nie jestem sama!
Jestem mamą i w nosie mam kto ma dzieci a kto nie. Kiedys sama nie chciałam, o jakże się zaklinałam, że ja na matke?! Absolutnie! Jak sie okazało zwyczajnie bałam się, że nie podołam. Jeśli chodzi o rakiety to od jakichś trzech lat, jestem rakietą pikującą w dół I w ostatniej chwili unikającą zderzenia z ziemią, ale nie zazdroszczę, codziennie „maluję oko” i nie porównuję się z nikim. Każdy żyje jak mu wygodnie albo i nie, tylko nie bardzo wie co zmienić i już :-)
i już :) dzięki za komentarz!
Dla mnie też to Ty jesteś kobietą rakietą!
dziękuję!
A może Twoja Rakieta skacząc do wody pozazdrościła Ci rąk zajętych dziećmi?
Pozdrawiam Cię.
Kobieta Rakieta pragnąca macierzyństwa.
Może tak. Nawet na pewno tak. Dzięki i wszystkiego dobrego!
Bardzo precyzyjne określenia i bardzo aktualny temat..Też cały czas rozważam jak by tu wszystko zdążyć, ale nie mam wątpliwości co do tego co powinno być priorytetem. Dzieci dają niesamowitą siłę do działania!
Dają. Do działania, rozwoju, bycia lepszą. Dają. Ale też trochę zabierają :)
Cóż, są lepsze i gorsze dni. Czasem mam ochotę pojechać przed siebie zamiast wracać do domu… wysłuchiwać kłótni czy tego jak niesmaczny obiad ugotowałam. Hm, czasem czuje niechęć do gotowania i podnoszenia z podłogi tych tysięcy pierdółek których one nie maja czasu sprzatac. Mam ochotę pojechac w Tatry czy do Nepalu, bez rozważania długości lotu, nieadekwatnosci pomysłu, ryzyka itd. Chciałabym organizować swoje życie zawodowe bez tych wszystkich dylematów, np. co zrobię, jak zachorują.
Ale… wyobrazić sobie życia bez nich nie mogę. I nie zamieniłabym się z żadną kobietą rakietą. Jedyne co to postanowiłam „wyszarpać” więcej czasu dla siebie i wrócić do realizowania marzeń:) Czasem sama. Bez dzieci.
Szarp! Pozdrawiam bardzo!
Chociaż cały świat usiłuje nam to wmówić, nie można mieć w życiu wszystkiego – coś trzeba wybrać albo wybiera się samo i trzeba się z tym pogodzić. Można nie mieć dzieci i skakać jak kozica albo mieć dzieci i ręce do ziemi od wciągania ich w górę – jedno i drugie bywa czasem superfajne, a czasem superfrustrujące. Można mieć dzieci, które objadą świat z uśmiechem dookoła głowy i takie, które jęczą i rzygają już w trasie na działkę – przecież nie przestanie się ich kochać z tego powodu. Nie ma co się gryźć, bo zwyczajnie w jednym życiu nie da się wszystkiego upchnąć i na wszystko zdążyć. To pisałam ja, upychająca sto aktywności w minucie i sfrustrowana, że się nie da:-)
:))) Buziaki dla upychającej! Trochę się jednak da :))
Hm. A ja mam wrażenie, że Ty jesteś rakietą, taką z dziećmi rakietą. I to jest fajne!
Ostatnio miałam rozmowę z koleżanką: Ona, świeżo upieczona mama, do mnie: „Jak ja Ci zazdroszczę tych podróży, tego aktywnego życia, tych wszystkich doznań…”, a ja do niej: „A ja Ci zazdroszczę córeczki, tych wszystkich doznań”. Potem stwierdziłyśmy, że obie uwielbiamy swoje życie, ona też może podróżować w swoim stylu, a ja podróżować i mieć dziecko w swoim czasie.
Wiem, wiem, że to tak w dwie strony. Dzięki Ilona, RAKIETO! :)
Uściski Ania, RAKIETO :)
Co Ty piszesz??? Przecież jesteś Rakieta przez wielkie, wielkie R!!! Oczywiście, że czasem chce żeby mąż zabrał dzieci i I pojechał gdzieś – a jak już jedzie – to nawet mi się nie chce kolacji zrobić dla mnie samej. Ani śniadania. Bo jak tak samej jeść posiłki, jaka z nich radocha? Ja zresztą jestem zwierzę stadne i lubie być w stadzie – nawet w pracy na kawę do kuchni sama nie idę tylko ciągnę kogoś. W kinie, w knajpie, w życiu sama nie byłam. I samotne osoby jedzące posiłki są dla mnie tak smutnym widokiem. Za to uwielbiam wyrwać się z domu na babski wypad na miasto – rowery w nocy, knajpy, tańce – coś jak wagary ze szkoły. I od lat jeżdżę na babskie wyjazdy wakacyjne – same mamy z gromadą dzieciarni. Dzieciaki się bawią a my kawką, śniadanko, bez pośpiechu, bez planu. A potem zdobywanie szczytów (bo przeważnie to górskie wypady), dzieci się wyszaleją a my mamy luz ;-)
Pozdrawiam, rakieto!
Dzięki :)) Może to jest pomysł: zgrać się z rakietami matkami i wtedy małe rakieciątka razem, a my razem..? :)
hej!
wydaje mi sie, ze to troche przerorny artykul, bo temat mi znany. mi brakuje tej wczesniejszej wolnosci, i wlasnie dzis doszlam do tego, ze jedyne rozwiazanie to pogodzic sie z nowa jakoscia wolnosci! :-)
pozdrawiam cieplo,
martyna
Brakuje Ci? No właśnie ja sama nie wiedziałam do końca, że mi też.
Oj, jeszcze kilka lat i znowu będziesz skakała do zimnego jeziora, a dziewczyny same ugotują Ci obiad ;) Przecież to jest kilku-kilkunastoletni okres przejściowy, po którym stopniowo wraca się do trybu życia sprzed dzieci. Przynajmniej taką mam nadzieję z perspektywy kogoś kto jeszcze nie ma dzieci :P Także wydaje mi się, że skoro to taki wyjątkowy czas w życiu to lepiej skupić się na przyjemnościach i nie tęsknić za bardzo za rzeczami, których z dziećmi nie można robić bo wszystkie te rzeczy stopniowo zaczną wracać. Kiedyś będziesz nawet piła piwo ze swoimi dziećmi :P
:)) Wizja picia piwa z moimi rakietami bardzo mi się podoba!!
A czy to nie jest tak, że jesteś większą rakietą właśnie dlatego, że z tymi dziećmi ? Albo lepiej, jesteś inną rakietą tak samo super ekstra, tylko inaczej, bo przecież każdy ma trochę inaczej w życiu ? :) Nigdy nie wątp w swoją rakietowość, bo wtedy my na swoją nie będziemy mieć szans ! :)
Ah sama nie wiem, głośno się zastanawiam. Ale dzięki za komentarz!
Hej, Aniu, ja uwielbiam podrozowac z/do przyjacol z dziecmi, bo zawsze jestem z ich dziecmi i bardzo ich lubie! Natomiast to poprostu jakas kepska rakieta Tobie potrafila ;)
Rakieta jest super i spędza każdy dzień z naszymi dziećmi. To nie o niej, a o moje – uczucia chodziło! Wpadaj do nas :)
Z zadowoleniem! Kiedy bedziece w Wawie razem – napisz :). Czyli sama – wtedy na kawe!
A ja nie mogę się nadziwić skąd u Pani takie myśli Pani Aniu…uważam, że ma Pani wszystko – kochającą rodzinę, o której niejedna ‚rakieta’ może tylko pomarzyć, a oprócz tego podróże, czyli jak dla mnie najlepsze, co można w życiu robić…też mam dwójkę dzieci i jedyne ‚rozterki’ z nimi związane, jakie pojawiają się w moim sercu to te, że jestem za nie (córcie) odpowiedzialna, w związku z czym nie mogę wszystkiego ot tak po prostu rzucić (np. sprzedać mieszkania) i wyjechać w podróż, bo ONE muszą mieć ewentualnie gdzie wrócić…Gdybyśmy z mężem byli sami, to już dawno szwendalibyśmy się po świecie bez bliżej określonego celu, ale niestety z dziećmi sprawa wygląda trochę inaczej…Mimo to, nie poddajemy się i szukamy różnych alternatyw, jakby tu zarobić/podrobić/przebranżowić się, żeby w końcu móc przez kilka miesięcy w roku być w podróży ciągiem. I wierzę, że w końcu nam się to uda. Natomiast malowanie oczu, czy hasanie „wolno” po górach tudzież innych miejscach to moim zdaniem rzeczy tak błahe i nieistotne, że naprawdę cały czas zastanawiam się dlaczego w ogóle przyszło Pani coś takiego do głowy.
Poza tym, tak na marginesie, nie potrafię zrozumieć, dlaczego w dzisiejszych czasach ludziom tak imponują te wszystkie singielki-kobiety sukcesu…A jaka trudność jest w tym, że nie mając dzieci i mając cały wolny czas dla siebie, kobieta robi karierę? No przecież coś chyba musi robić, bo inaczej by zwariowała…To tak jakbym ja wygrała w totka, mogła dzięki temu podróżować w najodleglejsze zakątki świata, a inni by mnie podziwiali, jaka to ze mnie podróżniczka. Proszę mnie źle nie zrozumieć – ja nie twierdzę, że kariera spada komukolwiek z nieba i, że na sukces nie trzeba pracować, tylko, że ja nie widzę w tym żadnej trudności, jeśli jest się samej. Uważam, że prawdziwie godne podziwu są właśnie te kobiety, które wychowując małych ludzi (a, mimo iż piękna, jest to rzecz niezwykle trudna i wymagająca) mają jeszcze siłę, by walczyć o coś więcej w życiu, o siebie, o swoje marzenia, o swoje pasje. I nie mówię tu tylko o podróżach, bo nie każdy o nich marzy – są kobiety wychowujące czwórkę dzieci i jednocześnie pochłaniające tony książek, haftujące, tańczące, po prostu inspirujące…Matki ciągle są spychane na taki margines szarej nudnej i nieciekawej codzienności; mówi się, że w ich życiu nic się nie dzieje, że ciągle tylko dzieci, że każdy dzień jest taki sam…Ja nie pojmuję skąd takie rzeczy ludziom do głowy przychodzą i dlaczego kobiety dają sobie wmawiać tego rodzaju głupstwa. Wychowanie człowieka to, moim zdaniem, największe z wyzwań w naszym życiu i, uważam, że niejednej z tych ‚rakiet’, o których Pani pisze, paliwa to zabrakłoby już na starcie…
Pragnę uprzedzić wszelkie złośliwe czy też niepochlebne komentarze, na temat tego, co napisałam: jest to tylko mój punkt widzenia i wcale nie uważam, że mam rację absolutną; patrzę na życie przez pryzmat matki i tego nie zmienię, bo już zawsze nią będę; być może gdybym nie miała dzieci myślałabym inaczej – nie sądzę, ale nie mogę tego wykluczyć; nie generalizuję i nie wrzucam wszystkich kobiet sukcesu do jednego wora (podobnie jak i matek); nie miałam zamiaru nikogo urazić, po prostu wyraziłam swoje zdanie; chętnie mogę polemizować, byleby tylko poziom rozmowy był odpowiedni. Pozdrawiam wszystkie czytelniczki.
No, no :) posiadasz naprawdę ogromny talent do pisania, a malo kto posiada taki dar :) Dzieki pisaniu, z Twoim talentem mozesz naprawdę dużo zarobic :) pomysl o tym, ponieważ widze, ze swietnie odnajdujesz się w pisaniu, a pisanie za pieniazki nie zawsze kloci się z wyznawanymi ideologiami :) Pozdrawiam serdecznie w ten zimny wieczór :)
Ojoj, dawno mnie nie było i poczytałam, ale mnie pierwszy raz zdołowałaś… No naprawdę! Jak był spis ludności w Polsce to wyszło czarno na białym na trzy 30-letnie kobiety przypada JEDEN 30-latek, zatem nie wszystkie panie mają szansę w ogóle na męża/partnera no i dzieci. Bardzo bym chciała mieć dzieci, ale nie mam z kim. Cieszę się szczęściem innych i myślę wtedy, że mnie to też spotka kiedyś… tylko, że czas leci, mam mnóstwo kumpli, ale amorów brak, a kolega/przyjaciel to nie kandydat na męża, jednak amory muszą być, bo inaczej to układ jest. Mówią o mnie, że jestem super ciocią, dzieciaki do mnie lgną, no ale dziecka sama mieć nie będę, zatem warto czasem pomyśleć, zanim się komuś dopiecze tu nawiązuję do komentarzy niektórych. Miłości nie można wygrać / kupić/ zasłużyć/ zapracować…
Czy nie jest tak, że matki – rakiety mogą zarazić swoimi pasjami dzieci? Wychowywać ludzi pełnych energii, otwartych. Wiadomo, że codzienne życie przyciąga jak balast do ziemi ale z drugiej strony ten wewnętrzny obłęd wędrowniczy tak całkiem stłamsić się nie da i dzieci z tego czerpią :)
Dziękuję za ten temat i blog.
Mama 4 dzieci
To mnie Pani rozbawiła :-) Nie-rakieta? Wypraszam tak o sobie mówić i myśleć. Ja dla odmiany porównuję się z tymi wszystkimi Matkami, jak dla mnie rakietami i myślę sobie co jest ze mną nie tak, że bezdzietna, a do tego nie-rakieta. One ogarniają pracę, dzieci, jeszcze jakieś hobby mają, codziennie muszą wymyślić jakąś kreatywną zabawę i wymieniać mogłabym dalej :-)
Ale jest na to recepta – Nie porównywać się :-) Pozdrawiam!