
4 dni w Alpach bez rodziny? Szczerze? Od początku było jasne, że polecę. Ah ta zła matka!
Wiecie, my prawie zawsze podróżujemy we 4. Czasem się zdarza, że jestem w Warszawie tylko z dziewczynami, albo że na jakiś festiwal czy prezentację wyskoczę sama. Albo, że jedziemy pracowo: Tom robić zdjęcia (do Birmy), albo ja zbierać materiały do reportażu (do Bahrajnu). Ale to strzępek naszych wyjazdów. Lubimy być razem, wspólne podróżowanie dobrze nam wychodzi (niech to podsumowanie mówi samo za siebie) i na pewno dobrze nam robi.
Ale jak dostałam takiego oto maila, zaświeciły mi się oczy.
Będzie szybka jazda na rowerach z górki, wysokie góry i kąpiele w zimnych strumieniach. Brzmi orzeźwiająco, nie? A w Alpach bywałam dotychczas zawsze tylko zimą! No i kurcze zwyczajnie miło jest dostać takie zaproszenie.
Wrzuciłam je na naszego facebooka i zalała mnie fala odzewu: Wasze komentarze pt. „no pewnie, że jedź!” czy „ jedź, a sposób jaki umiesz przekazywać wszystkie doznane wrażenia sprawi,że wszyscy bedziemy czuli jakbyśmy tam byli” to jeszcze nic (choć też dodały skrzydeł!). Ale ile maili na ten temat dostałam! Głównie od mam. Maili do mnie, ale też chyba trochę do siebie samych. Pisałyście na przykład tak: „No jak to jest, że tatusiowie mają takie męskie wypady, tu na triatlonik, tam na weekendową działkę z kumplami, a mamy – nawet też z własnego wyboru często – wyskoczą na ciacho i ploty z koleżankami?”. Albo: „Mój mąż polubił Twój status, ale nie wyobrażam sobie, żebym ja mu powiedziała: zostajesz z dwójką naszych dzieci na cztery dni, kochanie, i to pojutrze! :((”. Albo: „Jakie to jest super, że Ty dziewczyno nie zapominasz o sobie w tym macierzyństwie! Że oboje nie zapominacie. Że umiecie być rodziną, umiecie być parą i umiecie być dwoma osobnymi jednostkami, które chcą zaszaleć w weekend. Mam 18 lat i dzięki Wam mniej boję się przyszłości i zakładania rodziny”.
Piszę ten wpis w samolocie. Za oknem Alpy, jestem gdzieś pomiędzy Wiedniem a Innsbrukiem, przede mną ciasteczko od Austrian Airlines. Wstałam dziś o 5 (baaardzo nie lubię rano wstawać), spakowałam się w parę minut, znalazłam na klamce drzwi wyjściowych słodycze na drogę od naszej współ-mieszkanki, myknęłam na lotnisko, czekając na odprawę przeczytałam gazetę i wsiadłam do samolotu. I wiecie co Wam powiem? Podróżowanie z dziećmi (też samolotem) nie jest trudne. W ogóle nie jest. Szczególnie jeśli robi się to często – to pakowanie i czas w drodze naprawdę przelatuje szybciutko. ALE podróżowanie bez dzieci to dopiero jest! W pierwszym samolocie: czytałam książkę. I to tak, nie że dwa zdania – przerwa na picie – trzy zdania – przerwa na siusiu, ale na serio. I gapiłam się w okno, myśląc o rzeczach poważnych i mniej. I spałam! Bez wcześniejszego porozumiewawczego spojrzenia na Toma pt. „teraz Ty pilnujesz, czy nie wyleją soku”. I porozmawiałam sobie z profesorem z Moskwy, który siedział obok. Będąc „Anną”, a wcale nie z miejsca „mamą Anią“. Ciekawe doświadczenie, mówię Wam :)
Zaraz lądujemy, więc będę kończyć. Obiecuję się dobrze bawić i dawać znać, co i jak (na razie na facebooku i moim osobistym instagramie #inAustria). Bo mamie też się czasem należy, nie? Kto się zgadza – niech da znać!
PS 1. A dziewczynki się nawet ucieszyły: – Tata tyyyylko dla nas! Tylko przywieź nam coś, obiecujesz? – Wszystkim życzę takiego taty dzieciom i takich dzieci. COŚ im przywiozę. A tatusiowi snapsika (bo będę też na degustacjach :) )
PS 2. A czytając (w samolocie!) wywiad ze Stasiukiem, trafiłam na takie oto zdanie:

Nasza książka już do kupienia!
Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »
23 Comments
Haha podoba mi sie, jak ucielas ostatnie zdanie z tego wywiadu ze Stasiukiem.
:))
Doskonale rozumiem o czym piszesz. W naszej kulturze do zaakceptowania jest że tata wyskakuje z kumplami na weekend, ale mama może co najwyżej wyskoczyć na kawkę. Kawka jest akceptowana.. ale .. całonocna balanga już nie bardzo.
Matka Polka, te rzeczy. Pamiętam jak duża część znajomych patrzła na mnie dziwnie, gdy zostawiłam 9 miesięcznego synka z tatusiem i poleciałam do Dublina odwiedzić przyjaciół. Tak, sama. Tak – również na 4 dni.
Ja nie rozumiem, o co takie halo. Ważne by rodzice potrafili iść na kompromisy i by nikt nie był pokrzywdzony, każdy miał czas na samorealizację. Najbardziej zadziwiają mnie niby inteligentni i otwarci znajomi faceci, którzy.. niestety odkąd mają żony mimo wszystko uważają że to oni mogą sobie pohulać na koncertach, czy pofolgować na imprezie bo to mama ma się zajmować dziećmi. Mój małż na szczęście jest wyjątkiem. A ja właśnie jutro uderzam na juwenalia, za to w weekend on jedzie na studia (hobbystyczne, podyplomowe) i tak właśnie powinno być :)
no i ekstra! serdeczne pozdrowienia!
Moja mama wyskoczyła z dziewczynami do Barcelony, też na cztery dni. Okazuje się, że naprawdę można przeżyć na samych tostach. :P
Świetnie Aniu, też bym leciała :) Masz już spore dziewczyny, co rozumieją kilkudniowy brak mamy. Wiem, co piszesz, z tą wolną głową, wolną myślą, wolną ręką, w której nie ma małej rączki. Wypoczywaj, ciesz zmysły, szalej :)
A ja jak skończę karmić piersią Mariankę też jadę w góry ;-)!
A jedź! Ja nałapałam tyle energii, że huhu :)
Nie lubię, bo mnie wygryzłaś :P
buziaków 102! (będzie zimowa wersja)
Ha, jak dobrze rozumiem! Wczoraj wsiadłam do samolotu do NY i zostawiłam dwie córeczki (4 laka i roczek) z najlepszym Tatą świata i przez 6 dni zamierzam ładować akumulatory. Jest to mój pierwszy samotny wypad (poza dwoma dniami w ciąży na panieńskim) od czterech lat. I o dziwo dużo znajomych się dziwiło, że dzieci zostawiam, a jeszcze bardziej że tata dziewczynek się porywa na coś takiego i zostaje z nimi. Jakieś szaleństwo, od kiedy to Tata nie jest osobą kompetentną do najlepszej możliwej opieki nad własnymi dziećmi? Bardzo byłoby fajnie gdybyśmy byli tu razem i pewnie kiedyś będziemy. Teraz łapie każdą chwilę i chodzę po mieście z malutką torebką w której nie mam zmian ciuchów, na każdą porę roku, przekąsek, zabawek itp. Cudowne uczucie, a jak cudownie będzie wracać do domu, już się nie mogę doczekać :)
:))) no i ekstra! fajnie jest mieć najlepszego tatę, nie?
Super!:) korzystaj z czasu dla siebie :)
Mam tylko nadzieję, że i tak przyjedziecie jeszcze kiedyś do Innsbrucka! :) żeby zobaczyć m. in. nosidełko, które mi podarowaliście w Krakowie :) nie udało się gościć Was w Kraku, to może uda się w Innsbruku! :) obiecuję , że do tego czasu kupimy łóżko do pokoju dla gości ;)
ja póki co korzystam z tego, że nasza córka jest taka mała, że wszędzie ją zabieram ze sobą (poród w październiku- tym nadchodzącym ;)) zdecydowałam się zdobyć super doświadczenie pracując miesiąc w Londynie- skoro pojawiła się taka szansa, pewnie łatwiej jest mi zrobić to teraz niż za rok ;)
pozdrawiam gorąco!
Oooo, to wpisuję Innsbruk na listę! Do zobaczenia :))
O rany!!! Ależ ja bym chciała pojechać gdziekolwiek, na kilka dni bez dzieci ;). Mąż mógłby mi towarzyszyć, czemu nie? Jeszcze troszkę muszę poczekać!!!
Trzymam kciuki, żeby troszkę minęło szybko!
Cześć :) Chcialem Ci powiedziec, ze ten Twoj ostatni wpis jest naprawdę super :) Juz wrecz się nie moge doczekac kolejnego, muszę Ci tez przyznac, ze naprawdę posiadasz wielki talent do pisania, Czytam sobie Twoje wpisy i tresciowo nie zawsze się z nimi zgadzam, ale taki już jestem, zawsze bym cos dodal, czy zmienil, ale jednego nie można Ci odmowic :) Zapytasz pewnie co to takiego, już spieszę z wyjasnieniem. Mianowicie z cala pewnoscia nie można Ci odmowic talentu do pisania :) Za nic. Pozdrawiam :)
Jejjjku, DZIĘKUJĘ.
A z czym się nie zgadzasz? :)
Ah, super. Ja się wzruszyłam, czytając to. Bo przebija przez Twój tekst piękna macierzyńska miłość, ale też troska o siebie w tym :)
Sama ,am córkę i na razie nie wyobrażam sobie podróżować bez niej, ani nawet spędzić bez niej choćby nocy. Mam poczucie, że ona jeszcze nie jest na to gotowa, a może bardziej to ja nie jestem gotowa, na razie nie mam też silnej potrzeby, by to zrobić. I nie ma tu znaczenia to, ile ona ma wtedy miesięcy czy lat, nie da się powiedzieć, że teraz jest jeszcze za mała, albo że już jest wystarczająco duża, bo w każdej rodzicielsko-dziecięcej relacji ten czas na pierwszy wyjazd czy noc bez dziecka może przyjść w innym momencie. Ważne, by wsłuchać się w potrzeby dziecka i swoje. Jednak wiem, że nastąpi czas, kiedy poczuję taką gotowość. I wtedy na pewno pojadę gdzieś sama. Tylko dla siebie. Ale też dla mojej rodziny, by wrócić z nowymi siłami. Na szczęście już teraz wiem, że mam wspaniałego męża, dla którego pozostanie z dzieckiem to nie jest żaden problem, a wręcz radość :)
Pozdrowienia!
Ja też przez pierwsze miesiące nie wyobrażałam sobie czasu bez dziewczyn. Ale to mija i wierzę, że to nic złego :)
Super, że lecisz do Austrii. Piękny kraj. Poza tym, warto mieć trochę wytchnienia i delektować się swoim towarzystwem. Jesteś ciekawą osobą, więc pewnie sama ze sobą się nie nudzisz:-)
Nie nudzę się! :)))
Uwielbiam Twoje wpisy, są naprawdę bardzo, ale to bardzo wartosciowe ;) Nie wiem dlaczego nie znalazlem adresu Twojego bloga o wiele wczesniej, na pewno wtedy nie traciłbym czasu na inne, głupawe wręcz blogi :) Zaluje, bardzo zaluje :) No nic, dziekuje za to co robisz i mam nadzieje, ze niedlugo pojawi się kolejny Twoj wpis :)
Zapraszam do dalszego czytania w takim razie!