3 dni na bezludnej wyspie | Rodzina bez granic


Rodzina Bez Granic

 podróżującarodzina

TongaTonga

Likes

3 dni na bezludnej wyspie

Tonga, Kenutu Island (Vavau Group): Tom feels wild, Photo: Anna

Co było najfajniejsze? Że mogliśmy sobie biegać nagoooo! :) A co najtrudniejsze? Życie bez słodkiej wody na serio nie jest łatwe.

Pomysł pojawił się nagle: skoro jesteśmy w takim kawałki świata, gdzie bezludne wyspy jeszcze istnieją – musimy skorzystać z tej szansy! W Tonga jest całkiem sporo takich miejsc, więc jeśli tylko znajdziesz sposób, żeby tam bezpiecznie dotrzeć – nie ma problemu z rozbiciem obozowiska.

Kenutu to maleńka wyspa na wschodzie północnych wysp Tonga. Za Kenutu jest już tylko ocean i Międzynarodowa Linia Zmiany Daty, czyli to miejsce, gdzie zaczyna się dzień.

No to jedziemy! Znaleźliśmy rybaka z motorówką, zapłaciliśmy za benzynę (z góry za tyle, żeby starczyło na wyprawę w dwie strony:) i umówiliśmy się, że rybak przypłynie po nas za 3 dni. Dopłynęliśmy do Kenutu, wypakowaliśmy plecaki i patrzyliśmy, jak rybak odpływa. Dość przejęci.

Wuhuuuuu. Pamiętacie te rozmowy przedszkolne: kogo zabrałbyś ze sobą na bezludną wyspę? Albo: co byś zabrał ze sobą? Z tych najważniejszych rzeczy, mieliśmy ze sobą: nasz namiot, butelki ze słodką wodą (na wyspie nie ma wody), puszki z jedzeniem (na wyspie tylko kokosy, no i ryby w wodzie, ale…), dużo zapałek i maczetę. To takie minimum bezpieczeństwa do przetrwania dla nas. Nie zapominajcie, że mamy dzieci :)

Pierwsze myśli? Raaaany, jesteśmy tu zupełnie sami! Możemy biegać i skakać po plaży jak wariaci, nikt nas nie widzi, nie ogląda, nie ocenia. Możemy się rozebrać albo śpiewać na całe, calusieńkie gardło. Co za uczucie!

No to stawiamy namiot i rozpalamy ognisko. Zebraliśmy trochę drewna i… zaczęło lać. Tak na dobrą sprawę to akurat z tym mieliśmy prawdziwego pecha: lało prawie cały czas i choć jestem mistrzynią rozpalania ognisk – trochę się to robi bardziej skomplikowane, kiedy wszystko wszystko wokół jest mokre. I kiedy dzieciaki zaczynają marudzić, że są głodne i kiedy ten ryż wreszcie będzie gotowy. Nagle najprostszy ciepły obiadek staje się wyzwaniem.

Albo zbieranie kokosów! Wyspa musi być pełna szczurów, bo 99proc. kokosów na ziemi ma małe wygryzione dziurki i są w środku puste. Ale kokosy jakieś znaleźć trzeba, bo chcemy mieć pewność, że starczy nam słodkiej wody w butelkach, więc chcemy mieć alternatywne źródło picia. Jakieś tam udaje się znaleźć, ale nagle człowiek sobie zdaje sprawę z tego, że jeszcze 2 czy 3 naraz unieść się da, ale więcej? I chodzić trzeba w tę i z powrotem, od namiotu do buszu, który jest oczywiście po drugiej stronie wyspy.

Suddenly you can realize how much time takes just… living: collecting rain water, food, making the fire and getting things dry. And – since it was mainly raining – there was anyway not too much time to walk around. But we did walk: meeting some other inhabitants of the island (crabs, snakes and bats).

Nagle okazuje się też, ile czasu spędzić można na… życiu po prostu: na zbieraniu deszczówki, jedzenia, na rozpalaniu ogniska i suszeniu wszystkiego. Na samo odkrywanie wyspy – mimo, że głównie w deszczu – nie zostało nam za dużo czasu. Ale udało się: połazić i pospotykać innych mieszkańców wyspy (kraby, węże i nietoperze).

Bez bieżącej wody, bez kuchenki, bez prądu, bez dachu i bez ludzi – takie warunki zmuszają do myślenia. Do zastanowienia się nad ludzkimi potrzebami, no i bezpieczeństwem. „A co by było, gdyby?” – ta myśl wraca i wraca co chwilkę. Pomyślcie sami, czego byście się mogli obawiać…

Najlepsze momenty tych trzech dni? Ta chwila, kiedy znaleźliśmy resztkę czekolady w naszym plecaku, rozpuściliśmy ją nad ogniskiem i zjedliśmy z kokosem! Nasze ręcznie robione, rozciapane bounty (tu dowód)! Albo poranna kawa, kiedy trzeciego poranka wreszcie przestało padać i można było ją zrobić (szkoda tylko, że jak się gotuje wodę nad takim ogniskiem to wędzona kawa nie jest najpyszniejsza:)! Albo nasze wariackie gołe tańce w deszczu (dziewczyny godzinami oglądały książeczki, rysowały i budowały pałace w namiocie, kiedy my…) (hmm, niedawno jakaś czytelniczka pytała mnie tak: „ok, fajne takie podróże z dziećmi, ale jak tu uprawiać seks z mężem??”, może czas zrobić wpis na ten temat? :)

Ten wpis jest też po angielsku: ENGLISH version.

This post is also available in: angielski


Nasza książka już do kupienia!

Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »

6 Comments

  • Posted sierpień 6, 2014 at 13:40 | Permalink

    Ajjj, jak bardzo zazdroszczę! I nawet nie potrafię sobie wyobrazić jak rewelacyjne wspomnienia z dzieciństwa będą miały dziewczyny :)

    Reply
    • Anna Alboth
      Posted sierpień 8, 2014 at 14:36 | Permalink

      Oby zapamiętały coś :)

      Reply
  • Posted sierpień 16, 2014 at 15:16 | Permalink

    Normalnie dreams come true.. :) Ja też chcę!!!

    Pozdrawiam,

    Wiktor,

    http://plecakprzygod.wordpress.com/

    Reply
  • berry
    Posted sierpień 20, 2014 at 16:51 | Permalink

    „hmm, niedawno jakaś czytelniczka pytała mnie tak: “ok, fajne takie podróże z dziećmi, ale jak tu uprawiać seks z mężem??”, może czas zrobić wpis na ten temat? „- koniecznie! :-) choć ja bym dała „z facetem/ partnerem” a najlepiej ukochanym, bo nie wszystkie maja męża nawet jak mają dzieci- nawet w Polsce ;-) pozdrawiam i życzę wszystkiego naj!

    Reply
  • Posted wrzesień 3, 2014 at 22:02 | Permalink

    Kurcze, odważni jesteście. Ja bym się bala, ze tubylec by po nas nie wrócił, I co wtedy???
    Wpis o seksie? Chętnie :D

    Reply
  • Posted styczeń 10, 2016 at 12:58 | Permalink

    podoba mi sie w Was to swobodne podejscie do nagosci dzieki ktoremu niczym niestosownym nie sa
    ” wariackie gołe tańce w deszczu ” :) tylko pozazdroscic :)

    Reply

Post a Reply to Artur Anuluj pisanie odpowiedzi

Your email is kept private. Required fields are marked *