Hania: jazda po (tajskich) wioskach | Rodzina bez granic


Rodzina Bez Granic

 podróżującarodzina

Tajlandia

Likes

Hania: jazda po (tajskich) wioskach

Driving on the Pickup in Thailand

Wstałam i sjadłam śniadanie. Potem poszliśmy pożyczyć samochud i samochud jest biały i naswaliśmy go Ajmi i pojechaliśmy nim do hotelu ktury się nasywa sićina cukowa 2. Już za Bangkok.

***
Oto i ciąg dalszy wrażeń 8-latki z Tajlandii. Parę słów z Bangkoku już było, i teraz Hania mi nie daje usiąść do laptopa, bo sama chce ciągle pisać. Podróżowanie z dziećmi po Tajlandii nabiera ciekawych kolorów już od lotniska. Dam jej pisać bez cenzury, a co! Wszyscy lubimy prawdziwe i autentyczne, prawda? A może jakimś rodzicom wybierającym się do Tajlandii się przyda? A fani Hani się czasem uśmiechną? Zapraszamy!

***

Potem pan nam dał klucze do pokoiku, a pokoik jest z bambusa i pojechaliśmy na markecik nocny, bo byliśmy głodni. Takich markecików nie ma w Berlinie! Są ryby w miskach kture żyją, i są jeszcze słone, słodkie i wszystkie jedzenia!

Kupiliśmy suszi kolorowe, naleśniki z kokosu i stiki rais i pomelo z chilicukrem, był bardzo ostry. Miałam też zdiecie z dziewczynką, ona była bardzo szaj, nieśmiała. Pużńej sjadliśmy i pojechaliśmy do hotelu, bo nam się nie kciało rozkładać namiotu. Potem poszliśmy na pomost a potem się umyłam i poszłam do łuszka. Nastempnego dnia fstałam i poszłam do mamy. Ja fstałam fsześńej a mama fstała o 8.30 a ja o 7.00. A Mila muwiła: Mami wstawaj!

Pojechaliśmy do dżungli i poszliśmy się kompać do wodospadu. W wodospadzie były rybki kture ziadały brudy z nug. To bardzo łaskotało, a na poczontku się bałam, a potem już nie. Dawałam nużki do ryb. Potem poszliśmy rosbić namiot i poszliśmy na pomost a potem do łuszka.

Nastemtnego dńa fstaliśmy o 5.30 żeby pujść do wodospadu i być pierfszymi ludźmi. Sjadliśmy śniadanie pszy wodospadze a tych wodspaduf było siedem. Poszliśmy do siudmego a w siudmym były ścieszki w wodzie. Ja się kompałam w siudmym wodospadzie a potem poszliśmy do czeciego się snowu kompać.

 

Potem poszliśmy do auta się pakować i pojechalśmy nad wodę, żeby rosbić namiot. Snowu się kompałam. Potem poszłam do namiotu poczytałam sobie książkę i poszłam spać. Nastepnego dńa skończyłan książkę. Potem ziadłam śniadanie i się pobawiłam i pojechaliśmy sobaczyć łótki.
Potem sobaczyliśmy kupę. Bardzo śmierdziała i były ślady. Jeżdziliśmy wolno. Widzieliśmy bantengi: a to była mama i trzy dzieci. Były słotkie. Myśle że to była kupa bantenga, on jest jak dzika krowa.

Ciwierkały ptaszki i motylki fruwały a tam gdzie jeździliśmy było dużo bambusa i dużo innych drzew. Było super! Potem się zatrzymaliśmy i ziadliśmy kurczaka bardzo ostrego. Supe ktura smakowała jak rosuł i sok. Fszystko rasem kosztowało 80 Bat. Potem zjadłam kanapkę z dżemem a potem pojechaliśmy dalej.

Po drodze tata kierował, Mila pisała literki a mama czytała i ja pisałam. Fszyscy robili coś innego i widzieliśmy dużo palm z kokosami. Puźniej srobiliśmy pszystanek na melona. Na macie. Bardzo był pyszny. Padał deszcz i świeciło słońce. Była pienkna tencza. Ziadłam puł melona.

Jechaliśmy dalej. Cały czas jeździliśmy sakrenty i było bardzo mokro. Tata widział myszkę i muwił że myszka pobiegnie do kszakuw a słoń ktury jest w kszakach się przestraszy i pobiegnie na ulice. A potem pytał kiedy słoń pszyjdzie a potem ciwierkały ptaki i tata muwił że słoń umie ciwierkaci. Pięknie pachniało. Dużo widzieliśmy salamandruw. Pendziliśmy. Mila śpiewała. Potem snowu padało i snowu pszestało. To było śmieszne.

Właśnie pszejeżdało auto w kturym byli chłopcy ktuży pili piwo. Puźńej znowu padało a potem pszestało i snowu padało. Potem znowu pszestało i snowu padało. Wychodziło słońce i nie padało. Był mocny wiatr. Chmury były w ksztaucie grubasa, jajka, ptaka i auta.

Potem się saczymaliśmy i poszliśmy do sklepu kupić chleb, jajka, mleko i inne rzeczy. Mila się bawiła w konie ale już pszestała. Saras pujdę spać.

Następnego dnia fstaliśmy i widzieliśmy że w naszym namiocie jest dziura a bo w tej nocy tak mocno padało i mialiśmy mrowisko koło namiotu mruwki pszyszły do nas do namiotu. Potem zjedliśmy śniadanie ale musieliśmy cały czas pszesuwać koc bo mruwki wchodziły na koc i nas grysły. Puźniej zjedliśmy śniadanie. Było pyszne. Były jajka, dżem, chleb, papaja i kakao. Tata jadł goły śniadanie. A jak jedliśmy jajko to pszyszły mruwki. To jajko tutaj inaczej smakuje sprubowaliśmy fszysy – nie smakowało. Było dużo za słone. Daliśmy mruwkom poszły sobie ale zjadały. Bardzo im smakowało. Pszyszły nawet wielkie mruwki.

Mama i tata skończyli reperować dziure w namiocie. Umyliśmy semby i pojechaliśmy a jak jechaliśmy 10 minut to zaczeło padaci. Ziadliśmy obiad a potem siadłam cukierka.

Pojechaliśmy do wioski ludzi Lahu. Tam spotkaliśmy pana ktury umiał angielski bo tam żyje. Ludzie nam dali stary dom najładnielszy w wiosce. Mogliśmy spać na tarazie. Był ładny. Wszyscy się cieszyli.

 

 

Następnego dnia srobiliśmy zabawy z dziećmi. Malowaliśmy, graliśmy w piłke i jadliśmy galaretke. Cały super dzień! Dzieci były bardzo nieśmiałe na poczonku, a potem już śmiałe. Następnego dnia wszystkie dziewczynki pszyszły do nas na śniadanie. Pszyszły i miały ze soboł kanapkę z lodem. To było śmieszne.

W tej Tajlandi wszyscy są mili. I się dużo uśmiechają. Dlatego że jesteśmy małe białe i słotkie? Lubię ludzi. I podruże z mamą i tatą i siostrą.


Nasza książka już do kupienia!

Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »

Post a Comment

Your email is kept private. Required fields are marked *