W poszukiwaniu zimy: Wierchomla | Rodzina bez granic


Rodzina Bez Granic

 podróżującarodzina

Polska

Likes

W poszukiwaniu zimy: Wierchomla

Wiechomla, Narty Zima (Polska)

Marzyła nam się zima. Marzyły nam się narty. Marzyła nam się Polska. A tu nagle któregoś dnia przyszedł email: a może przyjechalibyście do nas? Cóż, nie pierwszy raz marzenia się spełniają.

Dla nas wyjazdy to przede wszystkim czas razem. Jasne, że czasem liczy się dokąd, na jak długo i za ile, ale to właśnie wtedy, kiedy jesteśmy we czwórkę 24/7 jesteśmy najszczęśliwszą rodziną. Tak powstał ten blog przecież. Dzielimy się z Wami już dziesiąty rok tym, czym żyjemy. A że kiedyś żyliśmy głównie podróżami – dużo ich tu było. Teraz jeździmy zdecydowanie mniej, więc tym bardziej warto opowiedzieć o tych momentach, kiedy wreszcie nam się to udaje.

Tej zimy postanowiliśmy nie ruszać się daleko. Mamy za sobą piękne austriackie Alpy i jeszcze piękniejsze góry Gruzji. Ale, że ciągle tęsknimy za Polską, polskim językiem i z Polską kontaktem – w tym roku wybór padł na Polskę. Nie zdążyliśmy za bardzo rozejrzeć się za opcjami, kiedy przyszedł email z Hotelu Wierchomla, czy nie mielibyśmy ochoty do nich zajrzeć. Ja tam wierzę w takie zbiegi okoliczności!

Byliście kiedyś w Beskidzie Sądeckim? Ja chyba nigdy, więc tym bardziej ucieszyłam się na coś nowego. Wiedzieliśmy tylko tyle, że hotel jest w środku lasu, jest fajny dla dzieci, a do tego ma własną stację narciarską.

Trochę nie wierzyliśmy, że naprawdę będzie śnieg, ale skoro trasy do chodzenia po lesie też można znaleźć na mapie, pojechaliśmy tak czy siak.

Kiedy dojechaliśmy zaskoczyły nas dwie rzeczy: jedna pozytywnie, druga negatywnie. Zacznę od tej drugiej, bo koniec końców zamieniła się też w pozytywną.

Hotel Wierchomla jest pełen rodzin z dziećmi. Nigdy nie byliśmy w miejscu, gdzie na posiłkach nie widać ani jednego nie-rodzica. Zawsze wręcz omijaliśmy takie miejsca. Choć dla rodziców zazwyczaj dzieci wokół to nie problem, wybieraliśmy zawsze miejsca na uboczu albo namiot. W Wierchomli dzieci szaleją po korytarzach od rana do nocy, wiele usług dostosowanych jest do nich. I wiecie co? Nasze dziewczynki były zachwycone. ZACHWYCONE. Poznały nowe koleżanki, bawiły się w chowanego do późnej nocy, szalały na dyskotekach czy bawiły się lego podczas wieczornych zajęć. Co to oznaczało dla nas? Czas we dwoje! Coś, co zdarza nam się bardzo rzadko w czasie wspólnych wyjazdów. Czas na wieczorny spacer, grzane wino, i te wszystkie inne rzeczy, które są łatwiejsze, kiedy dzieci nie ma w pokoju:)

 

A druga rzecz w hotelu, która nas zaskoczyła to była kuchnia. I nie, nie jest to reklama. Oscypki (byliśmy na tak zwanym Szlaku Oscypkowym!), lokalne placki, lokalne kluski, a nawet zabawa w samodzielnie wyciskane soki przy śniadaniu (robiliśmy sobie rodzinne konkursy na najlepszą kombinację!). Czuliśmy się odrobinę jak w podróży, wyczytując w wikipedii historie niektórych produktów z hotelowej kuchni czy z Szałasu Bacy na stoku narciarskim.

Hotel ma jeszcze basen, dwie sauny, jacuzzi i strefę z masażami. Tam jednak tych dzieci było nam już za dużo, więc długo nie zabawiliśmy. Ale jestem pewna, że gdy pogoda nie dopisuje – strefa spa robi robotę.

Skoro już o pogodzie. No pięknie było. Niezwykle pięknie. Jazda w takich warunkach to czysta przyjemność, a że szlaki są niekrótkie, wyciągi dobrze śmigają, a cała infrastruktura ma się naprawdę świetnie (jest snowboard park, różne rodzaje górek, trasy łatwe i trudniejsze) – jeździliśmy od otwarcia do zamknięcia stoku każdego dnia. Dziewczynki miały sympatycznego instruktora ze WierchomlaNarty.pl, który zabierał na stok raz jedną, raz drugą przedpołudniami, a popołudniami jeździliśmy już rodzinnie. Z przerwami na gapienie się na góry, picie gorących czekolad czy grzanych win.

Udał nam się też wybitnie nienarciany dzień (marzenie mamy:): kiedy zostawiliśmy narty buty przy górnej stacji wyciągu i wybraliśmy się na długi spacer do schroniska. Bo drodze anioły na śniegu I bałwany, ale nagrodą był zachód słońca z widokiem na Tatry, a potem powrót przy pełni księżyca. Dziewczyny były wymęczone, ale jak dziś je pytam, co było najfajniejsze podczas ferii, mówią właśnie o spacerze!

Ciężko nam było się zbierać do domu. Ostatniego dnia pojeździliśmy jeszcze po łemkowskich cerkwiach, oglądaliśmy rzeźbione aniołki artysty górala Mariana Mółki i słuchaliśmy lokalnego radia.

Wracamy latem, dziewczynki umówiły się z koleżankami!

 


Nasza książka już do kupienia!

Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »

Post a Comment

Your email is kept private. Required fields are marked *