Skok na Szwajcarię | Rodzina bez granic


Rodzina Bez Granic

 podróżującarodzina

Szwajcaria

Likes

Skok na Szwajcarię

Grand Tour Szwajcaria, Alpy

Po górach Szkocji, Gruzji i Nowej Zelandii, nadszedł czas na Alpy w Szwajcarii. Pięknie nawet we mgle, no i… blisko!

To był trochę test: pojedziemy w miejsce, które nas specjalnie nigdy nie kręciło, ale z pełną otwartością. Na nasz sposób: samochodem i bez większego planu. ALE jako część większej grupy: zrobić podróżniczy research wraz z zaprzyjaźnionymi blogerami podróżniczymi. Każdy z sześciu blogerów (na dole znajdziecie listę) – miał pojechać w inny zakątek Szwajcarii, innym środkiem transportu, robić coś innego, żeby potem wspólnie stworzyć ciekawą i różnorodną mapę Szwajcarii. Taką, której jeden bloger sam nigdy nie byłby w stanie zrobić. A do tego wszystkiego, na sam koniec, kiedy mapa będzie gotowa i inspiracje będą dla Was jak na talerzu – biuro promocji Szwajcarii podaruje prezencie podróż dla któregoś z Was (o czym będzie na końcu tego wpisu:).

Wszystko zaczęło się od Zurichu. Tam się spotkaliśmy, tam wypiliśmy pierwsze wspólne wino i podzieliliśmy się oczekiwaniami. Fajne było to, że według każdego to on miał przed sobą najciekawszą drogę. My wskoczyliśmy w samochód (do tego elektryczny!!) i mieliśmy przed sobą Grand Tour – czyli 1600km rundkę wokół całej Szwajcarii, przecinając najtrudniejsze i najcudniejsze drogi i drużki.

Wcale mnie nie dziwi, że spece od promocji Szwajcarii nazwali tę trasę w ten sposób. Łączy ona te standardowe miejsca do odwiedzenia (11 miejsc z listy Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO plus najważniejsze miasta Szwajcarii: Zurych, Lucernę, Bazyleę, Genewę i Lugano) z 22 jeziorami, wijącymi się wśród gór przełęczami (m.in. Furka czy Świętego Gotarda), ale przecina też Liechtenstein (nagła niespodzianka z roamingiem Unii Europejskiej:) i omija autostrady, promując niewielkie, a czasem bardzo małe drogi, których pewnie nawet byśmy nie znaleźli na głównej mapie.

Jasne było, że nie przejedziemy całej trasy i serce nam się kroiło, kiedy mieliśmy wybrać jeden kawałek. Jedną rzecz postanowiliśmy w czasie tej podróży: w pierwszą podróż bez dzieci, tylko we dwoje, na motorach – wrócimy na Grand Tour.

Już po kilkunastu kilometrach od Zurichu robi się pięknie. Mamy ogromnego pecha, bo leje i wieje, a mgła zasłania większość horyzontu. Ale wiecie co? To absolutnie nic nie zmienia. Jedziemy z rozwartymi buziami i co kilka kilometrów zatrzymujemy samochód (jeśli się da, na krętych drogach), żeby… się pogapić. Albo pośpiewać całą piersią. Albo postać, nawet i w deszczu. – Holy moly! – za którymś razem już nawet nas nie dziwi, że patrzymy w prawo i w lewo i za zakrętem pojawia się kolejny piękny widok.

Kiedy podróżuje się z małymi dziewczynkami, trzeba się liczyć z nawet większą ilością przystanków. A kiedy podróżuje się rodzinnie, trzeba brać pod uwagę, że każdy ma inne potrzeby. Dlaczego o tym mówię? Bo większość dni w Szwajcarii spędziliśmy z… owieczkami, kozami, krowami, lamami i świstakami. Tak to jest w podróży z dziećmi, że planować za bardzo się nie da. A może i się da, ale my nie potrafimy..? Albo bawi nas taki ot, po prostu wspólny czas.

Szwajcaria okazuje się do takiego czasu idealna. Nawet taka lekkoszara. Bo nas zachwyca przystanek przy wodospadzie (choć w czasie deszczu w Szwajcarii wodospadów jest pewnie i z milion!), godzina spędzona na pleceniu trzech podwójnie długich wianków i wypatrywanie szczytów we mgle. Dlatego niewiele na naszym blogu będzie faktów (trochę szczegółów w kolejnym wpisie), a dużo momentów uchwyconych przez obiektyw Toma (zachęcam do klikania i powiększania:).

Ale też nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie rozmawiali z ludźmi. Dla nas nie ma nic ważniejszego, odwiedzając nowe miejsca, niż rozmowa z kimś, kto to miejsce zna i kocha. Nic nam po przewodnikach, kiedy możemy zobaczyć błysk w oku człowieka. Zawsze z naszych podróży przywozimy cykl „Let the locals talk” (w wolnym tłumaczeniu: „Daj głos ludziom stamtąd”). Popatrzcie, kogo ciekawego spotkaliśmy w Szwajcarii:

Hans z pierwszego zdjęcia, to pomysłodawca i właściciel Muzeum Grabek (o którym będzie w następnym odcinku) z wioski Stierva, w Gryzonii, czyli największym kantonie Szwajcarii, na pograniczu Włoch, Austrii i Liechtensteinu:

Tak, rozumiem język retroromański. Tu od zawsze tak się mówiło! Nie wiedzieliście? Teraz zostało nas już trochę ponad 35 000 osób.

Bernardo, z siatką na głowie, kocha pszczoły. Tak jak jego ojciec i dziadek. Mieszka w Ticino, czyli szwajcarskim kantonie z urzędowym językiem włoskim:

Oczywiście, że nie da się z tego żyć. Mam biznes w Lugano. Ale kocham, tak bardzo kocham te chwile tutaj, kiedy jestem tylko ja, one i szum wodospadu.

Adriana była już w Szwajcarii blisk 150 razy. To jej praca i pasja.

Podoba mi się wszechobecny spokój i harmonia – w przestrzeni, czyli w krajobrazach i architekturze oraz wśród ludzi. Szwajcarzy się nie spieszą, a zawsze i wszędzie zdążą.
To się udziela na miejscu, bo gdy do odjazdu pociągu została minuta, to spokojnie jeszcze wybiorę wagon i wejdę z walizką do środka. I do spokojnej jazdy samochodem też można szybko nawyknąć.

A tej ostatniej pani imienia nie znamy;) Ale po naszych doświadczeniach i spotkaniach w Szwajcarii, jestem pewna, że gdybyśmy mieli chwilę więcej niż szybkie zdjęcie zza samochodowego okna, dużo by się uśmiechała i opowiedziała anegdotkę o swojej ulicy, mieście, albo swojej Szwajcarii. Bo wszyscy, których spotkaliśmy bardzo swój kraj kochają.

 

My Szwajcarię polubiliśmy bardzo. I choć słonecznych chwil mieliśmy niewiele – czasem myśleliśmy sobie, że może to i lepiej? Może bardziej mogliśmy docenić chwile bez deszczu? Może oszalelibyśmy z wrażenia, wyrzucając sobie, ie wydaliśmy na bilety do Nowej Zelandii?:)

Ale to może Wy nam opowiecie! Czemu? Bo mamy dla Was konkurs!

***

KONKURS

Ten wpis powstał dzięki współpracy z biurem promocji Szwajcarii w ramach akcji #SzwajcariaNa6, którą wraz z pięcioma innymi blogami realizujemy jako Grupa Bloceania. Każdy z nas podczas tygodniowego pobytu na miejscu przemierzał Szwajcarię na swój sposób: wędrując, podróżując pociągami, rowerami, autem, podążając za smakami i odkrywając miasta. Naszych tras było 6, ale co powiesz na swoją własną szwajcarską przygodę?

Stworzyliśmy dla naszych czytelników konkurs, w którym możesz wygrać fantastyczną podróż do Szwajcarii! Na nagrody składa się bilet lotniczy liniami Swiss z Polski do Szwajcarii i z powrotem, voucher na 3 noclegi w pokoju 2-osobowy ze śniadaniami i SwissTravelPass na 4 dni w 1. klasie! Dobra wiadomość jest też taka, że w podróż możesz zabrać osobę towarzyszącą – swoją mamę, tatę, dziewczynę lub chłopaka. Wszystkie świadczenia są dla dwóch osób, a Ty możesz całkowicie po swojemu ułożyć trasę podróży po Szwajcarii.

Co zrobić, żeby wygrać podróż do Szwajcarii?

Wrzuć kreatywne zdjęcie, tekst, kolaż lub film na jeden ze swoich profili społecznościowych (Facebook, Instagram, Twitter) i przekonaj nas dlaczego to właśnie Ty masz wygrać i pojechać do Szwajcarii. Jak to zrobisz, zależy od Ciebie i Twojej inwencji, pamiętaj tylko, żeby opublikowany materiał koniecznie oznaczyć hasztagiem #SzwajcariaNa6 i uzupełnić formularz, który znajdziesz na stronie konkursowej. Na zgłoszenia czekamy do 30.06.2018r.

Zgłoś się do konkursu!

Inne publikacje blogerów biorących udział w akcji na temat ich szwajcarskich tras:


Nasza książka już do kupienia!

Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »

Post a Comment

Your email is kept private. Required fields are marked *