
No to się ruszamy! Promami, łódeczkami, łapiemy stopa i wskakujemy na wariackie jeepy, a czasami chodzimy na naszych 4 dużych i 4 małych nóżkach.
Po przejechaniu głównej wyspy Tonga: Tongatapu, skaczemy dalej. Na wyspę Eua, najstarszą wyspę Tonga i jedną z najstarszych na całym Pacyfiku (mówią, że ma 40 milionów lat!). Tylko 40 kilometrów promem, jedna dłuższa droga i 15 wioseczek. Zatrzymaliśmy się oczywiście w tej 15tej.
Jak jest tak strasznie gorąco, to chodzenie nie jest wcale super, a więc nasze dziewczyny zostały największymi fankami autostopu na świecie. Ludzie w Tonga są przesympatyczni i nie czekaliśmy nigdy dłużej niż minutę, żeby jakieś auto się zatrzymało. Nasze najukochańsze są pick-upy: – W Europie musimy siedzieć w tych głupich fotelikach, a tu jest tak suuuuuuuper – krzyczą dziewczyny, przebijając się przez hałas wiatru, jak pędzimy po nierównych drogach.
To, że jeździmy, a nie tylko chodzimy – pozwala nam zobaczyć dużo więcej. Nie przebilibyśmy się z dziewczynkami za daleko przez zarośniętą wielokilometrową dżunglę, albo błoto po kolana. No i skoro do niektórych miejsc w Lokupo (narodowym parku wyspy Eua) można dojechać tylko jeepem z napędem na cztery koła – nawet zapłaciliśmy za benzynę, żeby wybrać się na taką wycieczkę (co nam się rzadko zdarza – wolimy raczej sami). Warto było!
Tutaj: Ana Ahu, tak zwana dymna jaskinia. Niesamowita dziura z wodospadem wpadającym do środka. Nie widać jej końca, nie słychać, co się dzieje z kamieniem, który się rzuci. Nikt nie wie, jak głęboka jest ta dziura. Niesamowite, nie?
A to jaskinia szczurów! Jeśli przewodnik Lonely Planet by kiedyś pisał o tym miejscu, na pewno padłyby słowa: oszałamiający widok. Bez lokalnych znajomych byśmy nigdy tego miejsca nie znaleźli: ot, większy kamień i dziura. Ale jak się człowiek skurczy, zwinie i przejdzie przez tę dziurę pod kamieniem, przejdzie na czworaka niewielki korytarzyk (nie myśląc: dlaczego ta jaskinia miałaby się nazywać: szczurów :))… to tadadadadada… nagle pojawia się niezwykły, oszałamiający, wbijający w ziemię widok na dach dżungli, z fruwającymi są tu i tam papugami. Można siedzieć, głęboko oddychać i myśleć o życiu. Jeśli się nie ma dzieci. Bo jak się ma, to człowiek myśli tylko o tym, żeby tędy czy tamtędy nie spadły z tych wielu dziesiątek metrów :)


Nasza książka już do kupienia!
Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »
2 Comments
Piękne miejsca! A zdjęcia zachwycające, szczególnie to przedostatnie! Czuć na nim przestrzeń :-) Pozdrawiam
Oj tak!!