Blogowanie? Proste? | Rodzina bez granic


Rodzina Bez Granic

 podróżującarodzina

Guatemala

Likes

Blogowanie? Proste?

Bloggin at night in Antigua (Guatemala)

Bloggin at night in Antigua (Guatemala)

Prowadzenie bloga daje mnóstwo frajdy i energii od czytelników. Oh yes. Ale, szczególnie kiedy jesteśmy w trasie, raz po raz ktoś pyta: czemu wpisy pokazują się tak rzadko. Pozwólcie, że opowiem Wam bajkę dlaczego tak jest….

A więc wyobraźcie sobie, że siedzicie w tej górskiej wiosce Majów, albo wśród niemożliwie-ciekawej grupy meksykańskich Zapatystów, albo zwyczajnie gdzieś na plaży wśród bębniarzy z Belize. I rozmawiacie. Dzięki naszym blond (i bardzo egzotycznym dla tambylców) dziewczynkom – jesteśmy „w grupie” łatwo i szybko. Siedzimy i rozmawiamy. I staramy się zauważyć, usłyszeć i wyczuć jak tylko damy radę najwięcej.

Nie… sami

Ale wyobraźcie sobie też, w tym samym czasie, że siedzicie z 2,5-letnią Hanią, która nie jest w stanie wysiedzieć w jednym miejscu choćby minuty, i z roczną Milą, która próbuje chodzić wszędzie wokół i próbuje zjeść, co tylko wokół się rusza. A więc, co (miejmy nadzieję!) uda Wam się zauważyć to: żeby Wasze dziecko nie wpadło do okolicznej rzeczki w najgłębszym miejscu i żeby Wasze dziecko nie zjadło przypadkiem, przechodzącego obok pająka. A co słyszycie? „Mummy!!! paaaaatrz, małpka!”, „Mummy!! ten chłopiec ma piłkę!”, „Mummy, a co to?”, „a to?”, „a to?”. Albo co innego słyszycie: „Mamammama, mniam mniam mniam”. A co czujecie? Kaman, wszyscy wiedzą, co rodzice mogą poczuć, kiedy mają małe dziecko.

A więc chcecie być fajnym rodzicem, który tłumaczy swojemu dziecku świat, odpowiada na pytania, karmi, kiedy dziecko jest głodne i zmienia pieluchę, kiedy jest taka potrzeba. A w tym samym czasie chcecie być dziennikarzem, reporterem, fotografem, blogerem. Chcecie prowadzić dyskusję, zadawać bystre pytania, zrobić zdjęcie w odpowiednim momencie. I kiedy Wasi rozmówcy się troszkę oswoją, poczują na luzie i swobodnie, kiedy Wam zaufają i otworzą, kiedy światło słoneczne jest wprost idealne… Wasza mała Hania chce… siusiu. Albo Wasza Mila chce pobiec za tym o, tam, pieskiem, który wybiegł za płotek.

Yeah. To, co chciałam przez to powiedzieć, jest proste. Że samo zbieranie materiału na bloga nie zawsze jest proste. Bo, żeby zrobić notatki, albo zdjęcie, trzeba mieć przynajmniej jedną rękę wolną. To było jeszcze proste podczas naszej pierwszej rodzinnej podróży, tylko z Hanią (bo Mili jeszcze nie było na świecie). Mogliśmy się trochę zmieniać, Hania trochę spała, itd. No cóż, dwójka dzieci to nie to samo, co jedno dziecko.

Nie… w czasie dnia

A kiedy już masz te notatki spisane, a zdjęcia zgrane na dysk – kolejnym zadaniem jest znalezienie czasu, żeby wszystko to przygotować do publikacji. Czas na to mamy tylko wieczorami, kiedy dziewczynki już śpią. Podczas naszej podróży po Ameryce Środkowej, ciemno robiło się dość szybko: między 5 i 6 już nic nie było widać. A to nie znaczy, że dziewczynki szły wtedy spać. Jeszcze przygotowywanie kolacji gdzieś w dżungli, jedzenie, wieczorne zabawy, czytanie książek.. A kiedy, po takim intensywnym dniu, dziewczynki wreszcie spały, my w sumie też byliśmy gotowi do łóżka.

Ale nie nie nie, blog to frajda, i przecież nie tylko nasi rodzice czekają na wpisy! Więc jeśli byliśmy jeszcze trochę żywi, i nie zapomnieliśmy wcześniej gdzieś naładować baterii w laptopie, późne wieczory to był nasz czas na blogowanie. Kawa i czekolada były niezbędne. Fajnie, jeśli nie padało (bo siedzenie w aucie na naszym pseudołóżku nie było wygodne), fajnie, jeśli nie było zbyt wielu komarów. Staraliśmy się każdego wieczoru, przynajmniej robić selekcję zdjęć. Gdybyśmy nie robili tego regularnie, zupełnie pogubilibyśmy się w plikach już po tygodniu, nie mówiąc nawet o paru miesiącach. Po zrobieniu selekcji – jeśli dalej byliśmy względnie żywi – pracowaliśmy dalej.

Ponieważ jeden z naszych laptopów zepsuł się po drodze – tylko jedno z nas mogło coś robić w danej chwili (ja-pisać albo Tom-edytować zdjęcia). No więc pisałam, zbierałam do kupy wszystko: jak się mamy, jak się mają dziewczyny, gdzie jesteśmy, kogo spotkaliśmy, jaka się za tym kryje historia, skąd jest ten ktoś, kiedy, dlaczego… (i nigdy nie wiedziałam ile z tego wszystkiego – Wy, czytelnicy – chcecie wiedzieć).

Ok, wpis jest napisany, zdjęcia są gotowe, w odpowiedniej kolejności, z podpisami. Teraz już tylko potrzebujemy internetu. Proste, nie?

Working on our travel blog in a Cafe

Nie… online

To mogło czasem trochę zająć: znalezienie kawiarenki internetowej z czymś więcej niż kawą. Czasem parę godzin, czasem parę dni. A kiedy już znaleźliśmy takie miejsce – jedno z nas bawiło się z dzieciakami, a drugie uploadowało wpis na bloga. I uploadowało. I uploadowało. Kiedy to się udało – zadanie było wykonane. Potem tylko sms do dziadków – że na blogu nowe zdjęcia dziewczyn. A potem już tylko radocha z każdego lajka (:

This post is also available in: angielski


Nasza książka już do kupienia!

Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »

Post a Comment

Your email is kept private. Required fields are marked *