W zeszłym roku, podczas największych na świecie targów turystycznych ITB w Berlinie, udało nam się porozmawiać zaledwie z kilkoma osobami. Absolutnie najsympatyczniejszą był koleś z… Vanuatu. Skąd? Czy to nazwa kraju czy wyspy? Ile osób zna odpowiedź? Albo cokolwiek więcej o tym kraju? Ty?
Do Vanuatu można dolecieć z Nowej Zelandii, Australii i z Fidżi. Tak naprawdę, przepłynęliśmy jachtostopem z Tonga do Fidżi, właśnie dlatego, że zbliżało nas to do Vanuatu. Dobry to był krok, i dobrze, że zostaliśmy tam dłużej niż planowaliśmy (wydawało nam się, że istnieje tylko to komercyjne all-included Fidżi dla bogaczy, ale odkryliśmy i zakochaliśmy się w tego przeciwieństwie). Ale i zły, bo zdecydowanie za mało czasu pozostało nam na Vanuatu.
Vanuatu to kraj 14 większych wysp (w sumie ponad 100km kwadratowych) i ponad 70 małych i maleńkich (65 z nich jest bezludna). To już Malanezja (tak jak Fidżi, Papua Nowa Gwinea, Wyspy Solomona i Nowa Kaledonia – czyli zachodnia część południowego Pacyfiku), w przeciwieństwie do królestwa Tonga, które mieści się jeszcze w Polinezji. Na mapce niżej – widać wszystko wyraźnie.
Pierwsze dni w Port Vila, stolicy kraju? Dziiiiiwne. Jak zwykle, zaczęliśmy od spędzania godzin na markecie i w porcie, bo tam są ludzie. Piliśmy piwo ze spotkanymi podróżnikami, whiskey z ekspatami, kavę z mieszkańcami. Żeby złapać kontakt i odczucia.
Dni w Port Vila dzielą się na te, podczas których do miasta dopływa wielki turystyczy cruise ship, i a te, kiedy jest spokój. Statek potwór przypływa trzy razy w tygodniu, jest pełniutki białych ludzi (średnio 3000 na pokładzie!), którzy w większości nie bardzo wiedzą, gdzie właśnie wyszli na ląd. Nie wiedzą, ale też ich to nie interesuje (rozmawialiśmy z nimi, żeby nie było :). Turyści mają czas wolny na lądzie pomiędzy 10.00 a 16.00, więc przez 6 godzin miasto tyka tylko dla nich. Busiki i taksówki – czekają, sklepy otwierają się nawet w święte niedziele, otwiera się też specjalny market (tylko do momentu, kiedy ostatni turyści wsiadają na łodzie, zabierające ich z powrotem na statek). Ceny też są specjalne podczas tych trzech dni w tygodniu. Ludzie z Port Vila są przyzwyczajeni do turystów, żyją z nich, są też przyzwyczajeni do wyciskania z tego, ile tylko się da.
Nie są natomiast przyzwyczajeni do podróżników. Do tych, którzy zostają trochę dłużej niż 6 godzin dziennie, którzy chcą coś zobaczyć na własną rękę, którzy zadają pytania i szczerze interesują się ich życiem.
Ulice Port Vila są dość szare i smutne. Większość ludzi na ulicach to mężczyźni, z odległych części kraju, którzy przyjechali, żeby trochę zarobić. Widać w ich oczach, że żony zostawili daleko. Widać, że im się nudzi. W gazetach – bardzo dużo o przemocy, i o gwałtach (także na przyjezdnych). Niefajnie chodzi się po stolicy samemu, szczególnie jeśli jest się kobietą. A z drugiej strony: są też plusy. W miasteczku znaleźliśmy najlepszy sernik z marakują na całym świecie! A do tego mogliśmy podsłuchiwać najróżniejszych języków (w Vanuatu są 3 oficjalne języki: angielski, francuski i bislama, a do tego 113 tybylczych języków, które są naprawdę, na co dzień używane!).
Śmieszna rzecz: to ulice Port Vila. Gdzie człowiek nie spojrzy: tam mały busik! Prawie 100 proc. aut to małego busiki. Taki busik to coś pomiędzy autobusem, a taksówką. Można zamachać ręką, zatrzymać dowolnie przejeżdżający busik i dojechać nim w dowolne miejsce miasta za 300 vatu. Jedyne, czym różni się to od taksówki to to, że w busiku jest więcej takich osób, jak ty, i kierowca musi porozwozić wszystkich, więc czasem trochę to zajmuje. Ale wciąż, jest tańsze 10 razy od przejazdu taksówką.
Tak czy siak, wyspa Efate (na której leży Port Vila), jest całkiem spora i można ją poodkrywać przez parę dni. Nam Port Vila się nie podobało, więc chcieliśmy z niego uciekać na odległe wyspy jak najszybciej, ale prom, który mógłby nam w tym pomóc – był…. zepsuty i mieliśmy wiele długich dni, jeżdżenia po okolicy.
Ale choć prawie każde auto to busik (za którego się płaci), to i tak DA SIĘ złapać stopa, żeby pokręcić się po okolicy. Byliśmy tam akurat w takim (nie)śmiesznym momencie, kiedy 7 najgorszych zbrodniarzy uciekło z państwowego więzienia. Ale policja nie mogła ich szukać, bo… stwierdzili, że nie mają wystarczającej ilości pieniędzy na benzynę. Ale dzięki temu ludzie nie chcieli nas zostawiać na pustej drodze i oferowali podwózkę, gdziekolwiek byśmy chcieli, bo czuli się narodowo odpowiedzialni za nasze bezpieczeństwo.
Najpiękniejszym miejscem na całej wyspie, jakie znaleźliśmy była laguna Blue Lagoon. Można tam popływać, w tej rajskiej wodzie, bez zastanawiania się w kółko: jest rekin czy nie ma rekina? (jak na Vanuatu to dość wyjątkowe miejsce, naprawdę bezpieczne). Ajjjj, ale bym sobie wskoczyła do tej wody. Wy też? :)
This post is also available in: angielski
Nasza książka już do kupienia!
Stało się! Wydaliśmy książkę: "Rodzina Bez Granic w Ameryce Środkowej".
Zobacz, poczytaj, może zamów tutaj »
3 Comments
Aaaaa może przywieźliście przepis na ciacho..? :D
Witam to już naprawdę daleko jesteście od nas skoro następny przystanek to Vanuatu. Słyszałęm, że jest to bardzo piękne miastoi warto jest się tam wybrać. Muszę przyznać, że Vanuatu mnie zainspirowało.
Siemka :) Swietny blog, naprawdę przyjemnie oraz miło się go czyta, pozwala odetchnac, zabrac czytelnika w nieco inny swiat, pozbawiony choc poniekad tych wszystkich codziennych obowiazkow. Niestety coraz więcej osob bierze się za pisanie nie wiedząc o tym nic, a ich teksty, hmm, zeby nie uzywac brzydkich okreslen, pozostawiaja wiele do zyczenia :p U Ciebie jest jednak inaczej, w peli wykorzystujesz swoj talent, co się ceni :) Pozdrawiam